FOTOGRAFIA

FOTOGRAFIA
" Mój magiczny FOTO świat" - Zapraszam do oglądania świata subiektywnym okiem mojego obiektywu ...

niedziela, 8 lipca 2018

Faszystowski ruch rowerowy

Mogę sobie pozwolić. A bo dołączyłem, i to dosyć niespodziewanie, do grona "pendalujących". Nie bez przyjemności, co przyznam szczerze. Mam teraz dwa "punkty widzenia" na jedną sprawę. Całościowy ogląd sytuacji, kontrowersyjnej, od kiedy tak modne stało się promowanie jazdy na rowerach. Stała się kością niezgody, tak pierdołowatą, jak przepisy które ją stworzyły.. 
Rower stał się przypadkowo nowym atrybutem w dziedzinie podtrzymywania mej własnej, nieco nadwyrężonej przez PESEL, fizycznej wydolności organizmu. Jako że Pierworodna została wyposażona w ten oto sprzęt, to tata czasem podkrada go, żeby się "karnąć" tu i tam. To całkiem przyjemny, nie obciążający zbytnio, trening pod ... bieganie. Tak, bo ja to jestem jednak bardziej biegaczem niż rowerzystą. I raczej to się nie zmieni w najbliższym czasie.
Biegam któryś tam już sezon, i mam okazję spotykać się na tych samych asfaltowych ścieżkach z rowerzystami. Prawo traktuje mnie tam, jako element niepożądany, wręcz straszy mnie ukaraniem, że śmiałem wtargnąć pod koła cyklistów. A ci, choć pewnie to tylko faszystowska frakcja pośród miliona normalnych, korzystają z okoliczności nie raz i nie dwa dając mi, i mnie podobnym, do zrozumienia, że są rasą panów na tym rowerowym trakcie. To, że prawo jest kulawe, to jedno. To, że kosztem pieszych, zabiera się ich dotychczasowe trakty, zwęża się chodniki, buduje drogi "tylko dla rowerów", to najzwyczajniejsze świństwo,  to drugie. Ale to, że cykliści korzystają z okazji i w sposób agresywny atakują biegaczy, którzy śmią nadepnąć na "ich asfalt", to urąga już podstawowej przyzwoitości. Ja wiem, że to tylko ułamek spośród porządnego rowerowego towarzystwa, ale właśnie ta garstka psuje atmosferę, jak pierdnięcie w windzie. 
Ja biegam, więc miałem nieprzyjemność spotkać się ze zjawiskiem. Ja teraz też jeżdżę i nie wyobrażam sobie, aby uzurpować sobie wyższości rowerzysty, nad pieszym z wózkiem, czy biegaczem na tej samej ścieżce. Zwykła kindersztuba karze mi ustąpić miejsca słabszemu na drodze. Mnie stać na zatrzymanie się i przepuszczenie pieszego, czy zdyszanej grupy biegaczy. No i też w życiu nie zbluzgałem rowerzysty jadącego po chodniku. Nawet by mi to przez myśl nie przeszło. Skąd więc bierze się ta buta wśród tak wielu "pendalarzy", hę? 

W.N.W

Pomału czas się szykować, bo najważniejszy czas w roku zbliża się milowymi krokami. Jakby nie było, to standardowy zakres przygotowań jest w sumie niezmienny rok w rok. Można się nie rozwodzić na ten temat. Natomiast mam plan, jak już nastanie ten świąteczny czas. Trzy punkty tego planu to: 
1. Przebiec półmaraton; najlepiej w czasie lepszym niż dotychczas wszystkie inne. 
2. Przeczytać książkę. Baaaaardzo ważny pkt. mego ambitnego planu. Potrzebuje tego tak prostego doznania, aby uratować honor chama dnia codziennego.
3. Aktywować W.N.W i to w najbardziej wypasionej, przebogatej i no limits wersji all inclusive.
Nr 1 - dla ciała,  to tylko kwestia czasu ... właściwie momentu. Tylko chęci trzeba.
Nr 2 - dla duszy, to tylko kwestia czasu. I pragnienia.
Nr 3 - dla zdrowia, zarówno fizis, jak i psyche. To kwestia zasadnicza, generalna, rzec by można fundamentalna! To to, co ma mnie naładować energią na cały rok. W.N.W to istota udanego urlopu. Jak przycisk atomowy czeka na wciśnięcie, by rozp***ć stary świat, tak wajcha W.N.W czeka na przestawienie w tryb urlopowy, który wszystko zmienia. 
Już zacieram ręce, ha! A zegar odlicza dni, godziny, minuty i sekundy... tik-tak, tik-tak. Jeszcze trochę rzeczy istotnych do zrobienia. Jeszcze parę upierdliwości do zaorania. Jeszcze kilka spraw do załatwienia. Potem już tylko pakowanie i w drogę.