FOTOGRAFIA

FOTOGRAFIA
" Mój magiczny FOTO świat" - Zapraszam do oglądania świata subiektywnym okiem mojego obiektywu ...

poniedziałek, 20 października 2014

Królestwo za spokój!

Niewłaściwie działająca wentylacja niechybnie daje znać, że gdzieś w sąsiedztwie pali się stuff. Nie powiem, że to kojarzy mi się z jesienią, ale słodki zapach miesza się z październikową mgłą, co już tworzy jakiś klimat. Może to i nietrafione skojarzenie, ale zapach zioła - jak by to nie zabrzmiało - dobrze mi się kojarzy, bo z latem, bo z wakacjami, bo z młodością. Pamiętam pewien wolno toczący się pociąg, gdzieś pomiędzy Chałupami, a Władysławowem, w którym tak było gęsto od ziołowego dymu, że skład kopcił otwartymi oknami, jak parowóz. 
Tamte młodzieńcze, beztroskie dni już dawno umościły sobie wygodne leżę w najdalszym kącie pamięci. Teraz nie ma ni chwili czasu na sięgnięcie do dobrych wspomnień, ot tak, dla relaksu, a co dopiero na popuszczenie wodzy fantazji i rozpłynięcie się w podróży do czasów hen odległych ... tak bardzo, Staje się czymś naturalnym fakt ten kuriozalny, że aby usłyszeć własne myśli trzeba udać się w miejsce tak intymne i ciche, jak domowy kibel własny. Natomiast taplaniem się w luksusie jest kąpiel wanienna, bez piany, acz gorąca, gdy nad własnymi myślami można się pochylić i ze zdziwieniem usłyszeć, że coś tam w środku mówi do mnie głosem za dnia normalnie niesłyszalnym. 
Królestwo za spokój! 
Gdy po dniu orki, ośmiu godzinach biurowe szumu, beznadziejnej, permanentnej walce z wiatrakami wracam do domu, to jedyne czego bym pragnął, to ... cisza. Zwyczajna cisza. Bez krzyku, bez wycia, bez narzekania i jęczenia, bez podniesionych głosów, bez rwetesu głupoty i złego chichotu; po prostu ... cisza. Deficytowy towar. Cholernie banalny stan, tak niedoceniany, a smakuje jak najlepszy szampan. 

niedziela, 12 października 2014

Niedziele

Mimo, że zwiastują zawsze to samo, to są z natury złe, lub gorsze. A ta, jak jest, jaka była?
Ten tydzień przewalił się przeze mnie z huraganowym impetem. Żadna to odmiana, bo daleko by się trzeba cofnąć, żeby znaleźć inne tygodnie, jakieś normalniejsze, nie tak nakręcone do granic wytrzymałości sprężyny, która je napędza. W tym tygodniu zerwałem kolejną ważna (lub nie) kartkę kalendarza. Ile bym nie zapewniał, że to nic nie zmienia, to jednak w głębi, budzone wieczorowo-nocną porą przemyślenia, każą jednak pochylić się nad faktem dokonanym. Dokonało się co zaskoczyć nie mogło. I tyle. 
No to jaka ta niedziela? Ano taka, że chyba jednak z głową do góry podniesioną. Rozstawiając parawan oddzielający mnie od przenikliwych, kąsających wiatrów, gdy tylko nieco ogrzewam się w jesiennym słońcu, taje we mnie ten lód, który zamraża we mnie każdą chęć działania, który pozbawia życiowej energii. Dzisiaj kończę ten dzień w równowadze. Dlatego ta niedziela nie jest z tych gorszych.