FOTOGRAFIA

FOTOGRAFIA
" Mój magiczny FOTO świat" - Zapraszam do oglądania świata subiektywnym okiem mojego obiektywu ...

poniedziałek, 14 grudnia 2020

Norymberga

Aż dziw bierze, że po tak popieprzonym roku chce się jeszcze wyczekiwać świąt. A może wręcz przeciwnie, może właśnie z tego powodu chce się tego świątecznego czasu. Ba, chce się doczekać świąt, w zdrowiu, co wcale nie jest takie oczywiste. W każdym bądź razie ja tak mam - ja, Grinch nad Grinche. Szczególnie, że jestem świeżo po weekendzie, a co za tym idzie odcięty (świadomie i z premedytacją) od TV i innych mediów, które grają tylko na jednej strunie, która brzmi brzęcząco iż „wszyscy zginiemy”. Toteż mimo poniedziałku mam nastawienie lekko z górki, choć wszystko od rana pokazuje mi, że cotygodniowa wspinaczka będzie znacząco emocjonująca.

W ten przedświąteczny czas naszła mnie myśl niepokorna i baśniowa, iż ciekawie by było, aby wszystkie nasze najznamienitsze mordy zdradzieckie niemiłościwie nam panujące zebrać i osądzić przed należytym trybunałem, gdy nadejdzie czas ku temu święty i właściwy. I to nie przed jakimś tam Trybunałem Julii, tylko przed takim prawdziwym, takim poważnym, rzec by można dziejowym czyśćcem oddzielającym ziarna od plew historii. Taki trybunał w Norymberdze-Bis, O! I wcale nie musiałby być w Norymberdze, bo dla naszych kapiszonów wystarczyłby powiedzmy, hmm... Radom. Chociaż nie, szkoda Radomia. Postawiłoby się taki dupny namiot w szczerym polu in the midle of nowhere, żeby nikogo nie urazić i nie napiętnować miejsca z nazwą i miejscowymi obywatelami. Ważne, żeby obrady takiego trybunały były dostatecznie długie i spektakularne, aby wszem i wobec wiadomo było po co i kogo postawiono ku osądzeniu. O ile „po co”, to odpowiedź jest prosta – po to, aby wszyscy przyszli (z przyszłości, nie daj Boże!), którym zamarzy się zaoranie kraju i rodaków odechciało się na samo wspomnienie tego, co trybunał ów napiętnował orzekając w sprawie „bandy stu”.

Oczami wyobraźni widzę tę ławę oskarżonych, do których upchnięto jak parówki do nelonbojtla prominentnych polityków różnych szczebli. Bo kogóż tam nie ma?! Jest i Pinokio, jest sturmbannfuhrer Zero von Miękiszon, oczywiście i Caryca, niestrawny Kabanos, Nijaki Taki w kreszowym dresie; jest oczywiście i Brocha, a także nasz krajowy 50 cent znany bardziej jako ‘70 million’, albo ‘pierwszy pocztowiec IV RP’… Oj długo by można listę ciągnąć. Same gwiazdy, celebryci, ha! A wszyscy w świetle kolorowych jupiterów; setki kamer i podstawionych radiowych mikrofonów; korespondenci krajowi i zagraniczni, delegatury z najwyższych międzynarodowych instytucji, a w ławach dla publiczności kwiat ludu pracującego wszystkich stanów.

Jako, że nastrój około przedświąteczny, to też najdalej mi do propozycji krwawego ukarania przestępców. Otóż nie, wręcz przeciwnie. Jeśli ktoś myśli, żeby ścinać parszywe łby, żeby wieszać, rozstrzeliwać, to właśnie nie! Nie tak! To zbyt proste. I takie … nie po chrześcijańsku. Tak samo nie wsadzać na lata za kraty. Nie, to kosztuje; już zbyt długo żerują na maluczkich podatnikach tego zapomnianego przez Boga kraju w sercu chrześcijańskiej Europy. Ja to mam karę dla nich za wszelkie niegodziwości ostatnich kadencji, nie dość że w stu procentach humanitarną i na wskroś nowoczesną, to w dodatku dotkliwszą niż dziewiąty poziom dantejskiego piekła. Koniec końców trybunał winien orzec dożywotnią utratę biernego prawa wyborczego i zakaz piastowania jakichkolwiek funkcji publicznych, politycznych, zarówno w kraju, jak i na zesłaniu zagranicznym, oraz obejmowania stanowisk w spółkach skarbu państwa oraz samorządowych. Już słyszę te wycie potępionych dusz, ha!

Bardzo ważną kwestią humanitarną związaną z tym społeczno-medialnym wydarzeniem o skali porównywalnej z 'Live Aid', byłoby pozostawienie pewnej swobody i poszanowanie praw osobistych oskarżonych-niechybnie-skazanych. Dlatego należałoby im zapewnić możliwość przemycenie we własnych otworach ciała - np. historycznie sprawdzonych ubytkach zębowych, co w oryginalnej Norymberdze było nader skuteczne - odpowiedniej kapsułki z cyjankiem czy czymś równie smakowitym. Pozostawienie możliwości honorowego zjazdu do bazy 'by myself' byłoby nie dość że spektakularnym dopięciem klamrą, co podciągnięciem nasycenia ponurej barwy duszy jednego z drugim. Tyle, że potencjalne takie właśnie rozwiązanie kwestii eliminacji z życia jest li tylko akademickim rozważaniem, bo trudno o honorowy postępek, gdy honoru definitywnie od zarania brak.

Na koniec jeszcze jedna sprawa, fundamentalna dla tych fantasmagorycznych wizji. Założeniem bowiem jest, że kiedyś nastanie taki czas, że być może nie w tak barwnej wersji, ale jednak nadarzy się okazja do rozliczeń, nawet tak pokojowych. A to jednak wcale takie oczywiste nie jest.

niedziela, 13 grudnia 2020

Rozczarowanie


Przy niedzieli myśli z tygodnia...

Rozczarowanie. Normalny element życia. Jednak choć jest nieodłącznym towarzyszem każdego człowieka, to za każdym razem nieco zaskakuje i boli. Szczególnie gdy chodzi o najbliższych, w których inwestujemy całe nasze zaufanie i żywimy nadzieję, że nic złego stać się nie może, że nas nie skrzywdzą, że zawsze będą grali w naszej drużynie. Nic tak nie boli, jak rozczarowanie osobą najbliższą. Ale dzisiaj nie o tym. Na niedzielę deczko lżejszy kaliber - coś w rodzaju: "... Stoch nie został mistrzem świata? Oj! Hmm, no szkoda ... Ale weź przełącz na TVN bo 'Ukryta prawda się zaczyna'...". Tak, że ten tego...

Najczęściej rozczarowują ludzie z którymi nie łączy nas bliska więź. To naturalne, bo obcy kryją w sobie tyle niewiadomych, że trudno zakładać, że poznaliśmy ich na tyle, żeby zaufać. A mając taki margines bezpieczeństwa jesteśmy bardziej odporni na ciosy. Częstokroć jednak można zapędzić się w wierze, że oto tą/tego znam tak dobrze, że nie kryje przede mną tajemnic. Najczęściej dotyczy to osób wyrazistych, medialnych, które chcą być postrzegane, jako prostolinijne, uczciwe, o jasnym, ukierunkowanym widzeniu świata. Jeśli do tego posiadają hipnotyczny urok, to pójdą za nim rzesze. Artyści, politycy, ludzie nauki, charyzmatyczni przywódcy, nauczyciele. Celebryci. Uczciwi…? Otóż… niekoniecznie.

A co jeśli ten czy inny artysta celebryta jest obiektywnie zdolny, niesamowity, niezwykły? Nie tylko skuteczny w kreowaniu swego mniej lub bardziej autentycznego wizerunku, ale także po prostu nieprzeciętnie uzdolniony, wartościowy w tym co robi, wybijający się ponad przeciętność. Wtedy jego siła rażenia samym sobą jest podniesiona do n-tej potęgi. I naturalnie rozczarowanie jego osobą też przybiera rozmiary nieprzeciętne.

Po tym nabrzmiałym patosem, przydługim wstępie, ja jednak nie zamierzam tutaj drzeć szat i lać łez rozpaczy nad powyższym. Nie, tak tylko się rozpędziłem nieco zbyt bardzo, a tak naprawdę to powoduje me dzisiejsze stawianie literek jeno spostrzeżenie natury lekkiej i niczego nie wnoszące do istoty świata. No bo chciałem na przykładzie trzech osobistości życia publicznego naszego krajowego pokazać, jak to oczarowanie lat młodzieńczych zostało zmaltretowane przez rozczarowanie lat, ekhm, dojrzałych. Spokojnie, będzie na wesoło. No to jedziemy z tym koksem!

Nr.1. Panie przodem. Zacznę od damy. Od damy przez duże „D”, jeśli chodzi o arystokratyzm głosu i zdolności wokalne. I tu postawimy kropkę. Bo to co dobre należy oddzielić od reszty, jak ziarna od plew. Bo gdy słuchasz jej śpiewu, nigdy nie chciej słuchać tego co artykułuje bez podkładu muzycznego – jedno do drugiego nie pasuje, jak czeski dubbing w „Terminatorze”. Tak, tak, chodzi o Edzię. Zastanawiające jest jednak, czy miała tak zawsze, czy też po tegorocznym zderzeniu ze stresem pandemicznym tak, hmm, ewoluowała. Znacznie wypadła z orbity, oj znacznie. Obecnie szura kolanami na wirażu. Trzeba jednak, a przynajmniej wypada, założyć że to choroba, słabość jakaś (charakteru?), a nie od razu rozstrzeliwać. Może kiedy nie można zaistnieć inaczej trzeba było odpalić coś spektakularnego. Naprawdę? Trzeba było tak? Cóż za niemiłe rozczarowanie. Okazuje się, że klasa nie jest dana raz na zawsze i można ją rozmienić na drobne o każdej porze i to niezależnie od tego czy działa rozmieniarka banknotów na myjni bezdotykowej. Brzęcząc w kieszeni samymi „dwójkami i „piątkami” nawet piosenki sprzed lat już nie brzmią tak miło, jak dawniej. Oj obyś Edytko nie musiała kiedyś odszczekiwać swego ujadania. Dużo zdrowia!

Nr.2. Bohater młodości. No może „bohater” to za dużo, ale jednak każdy chciał być, jak Cichy. I ta jedna jedyna rola Jakimowicza Jarosława ustawiła go w panteonie bohaterów nowego świata ery postkomunistycznego rozkwitania. Dwadzieścia pięć lat później wszystko co zagrał Cichym uszło w niebyt. Nie dość, że młodzieńczy urok aktorsko-osobisty minął z upływem lat, to okazuje się, że dopadła go chyba przedwczesna (a to prawie mój rówieśnik) andropauza. W każdym bądź razie w główce się coś niedobrego porobiło. Być może to noszone przeklęte przez naród i czasy imię odcisnęło na nim piętno tak bolesne i wyraziste. A szkoda. Bo rozczarowanie to, mnie osobiście, jeśli nie boli, to zniesmacza dosyć wyraźnie.

Nr.3. Buntownik. Bezkompromisowy. Charyzmatyczny. Porywający tłumy. Na dodatek do cna autentyczny w tym co robi(ł), co mówi(ł). Ciosy na prawo i lewo – po równo. Świętości szargał, głupotę wykpiwał, małostkowość piętnował. I ok. Takim (chyba) pozostał. Tyle, że wkręcił się w politykę. Nie od czapy funkcjonuje powiedzenie, które ma pokazać dysonans w rozumieniu świata pomiędzy moim pokoleniem, a pokoleniem mych dzieci, że „nie ufam ludziom, którzy nie pamiętają normalnego Kukiza” (to chyba cytat z R. Paczesia, jeśli dobrze pamiętam). Mimo tego, że (chyba) nie wyzbył się swojej autentyczności, to usmarowanie się politycznym gówienkiem sprawiło, że to już nie jest „ten Kukiz”. Dla mnie osobiście, z przywołanej trójcy, to największe rozczarowanie. Po co mu to było? Nie wiem. Chyba za bardzo zaufał, że „można”. Jednak nie można. Ideały, jakby nie były lotne, w normalnym życiu nie funkcjonują.

Powyższe przykłady są jedynie czubkiem góry lodowej. Na panteon „niesmacznych” można by wtargać niejedną osobistość życia publicznego, która to bądź najnormalniej w świecie zagalopowała się, bądź też przerosło ją ego. Oczywiście najłatwiej obrać do kości z przyzwoitości tych, którzy postanowili parać się polityką, ale najbardziej spektakularne rozczarowania dotyczą jednak osób, które z racji roli w społeczeństwie dawały do tej pory autentyczną radość i wzruszenie, a po metamorfozie przywołują jedynie najgorsze skojarzenia. A szkoda. Bo pewnie warto pozostać dobrym w tym, czym się jest dobrym, a nie ryzykować tak spektakularnych wizerunkowych porażek.