Aż dziw bierze, że po tak popieprzonym roku chce się jeszcze wyczekiwać świąt. A może wręcz przeciwnie, może właśnie z tego powodu chce się tego świątecznego czasu. Ba, chce się doczekać świąt, w zdrowiu, co wcale nie jest takie oczywiste. W każdym bądź razie ja tak mam - ja, Grinch nad Grinche. Szczególnie, że jestem świeżo po weekendzie, a co za tym idzie odcięty (świadomie i z premedytacją) od TV i innych mediów, które grają tylko na jednej strunie, która brzmi brzęcząco iż „wszyscy zginiemy”. Toteż mimo poniedziałku mam nastawienie lekko z górki, choć wszystko od rana pokazuje mi, że cotygodniowa wspinaczka będzie znacząco emocjonująca.
W ten przedświąteczny czas naszła mnie myśl niepokorna i baśniowa, iż ciekawie by było, aby wszystkie nasze najznamienitsze mordy zdradzieckie niemiłościwie nam panujące zebrać i osądzić przed należytym trybunałem, gdy nadejdzie czas ku temu święty i właściwy. I to nie przed jakimś tam Trybunałem Julii, tylko przed takim prawdziwym, takim poważnym, rzec by można dziejowym czyśćcem oddzielającym ziarna od plew historii. Taki trybunał w Norymberdze-Bis, O! I wcale nie musiałby być w Norymberdze, bo dla naszych kapiszonów wystarczyłby powiedzmy, hmm... Radom. Chociaż nie, szkoda Radomia. Postawiłoby się taki dupny namiot w szczerym polu in the midle of nowhere, żeby nikogo nie urazić i nie napiętnować miejsca z nazwą i miejscowymi obywatelami. Ważne, żeby obrady takiego trybunały były dostatecznie długie i spektakularne, aby wszem i wobec wiadomo było po co i kogo postawiono ku osądzeniu. O ile „po co”, to odpowiedź jest prosta – po to, aby wszyscy przyszli (z przyszłości, nie daj Boże!), którym zamarzy się zaoranie kraju i rodaków odechciało się na samo wspomnienie tego, co trybunał ów napiętnował orzekając w sprawie „bandy stu”.
Oczami wyobraźni widzę tę ławę oskarżonych, do których upchnięto jak parówki do nelonbojtla prominentnych polityków różnych szczebli. Bo kogóż tam nie ma?! Jest i Pinokio, jest sturmbannfuhrer Zero von Miękiszon, oczywiście i Caryca, niestrawny Kabanos, Nijaki Taki w kreszowym dresie; jest oczywiście i Brocha, a także nasz krajowy 50 cent znany bardziej jako ‘70 million’, albo ‘pierwszy pocztowiec IV RP’… Oj długo by można listę ciągnąć. Same gwiazdy, celebryci, ha! A wszyscy w świetle kolorowych jupiterów; setki kamer i podstawionych radiowych mikrofonów; korespondenci krajowi i zagraniczni, delegatury z najwyższych międzynarodowych instytucji, a w ławach dla publiczności kwiat ludu pracującego wszystkich stanów.
Jako, że nastrój około przedświąteczny, to też najdalej mi do propozycji krwawego ukarania przestępców. Otóż nie, wręcz przeciwnie. Jeśli ktoś myśli, żeby ścinać parszywe łby, żeby wieszać, rozstrzeliwać, to właśnie nie! Nie tak! To zbyt proste. I takie … nie po chrześcijańsku. Tak samo nie wsadzać na lata za kraty. Nie, to kosztuje; już zbyt długo żerują na maluczkich podatnikach tego zapomnianego przez Boga kraju w sercu chrześcijańskiej Europy. Ja to mam karę dla nich za wszelkie niegodziwości ostatnich kadencji, nie dość że w stu procentach humanitarną i na wskroś nowoczesną, to w dodatku dotkliwszą niż dziewiąty poziom dantejskiego piekła. Koniec końców trybunał winien orzec dożywotnią utratę biernego prawa wyborczego i zakaz piastowania jakichkolwiek funkcji publicznych, politycznych, zarówno w kraju, jak i na zesłaniu zagranicznym, oraz obejmowania stanowisk w spółkach skarbu państwa oraz samorządowych. Już słyszę te wycie potępionych dusz, ha!
Bardzo ważną kwestią humanitarną związaną z tym społeczno-medialnym wydarzeniem o skali porównywalnej z 'Live Aid', byłoby pozostawienie pewnej swobody i poszanowanie praw osobistych oskarżonych-niechybnie-skazanych. Dlatego należałoby im zapewnić możliwość przemycenie we własnych otworach ciała - np. historycznie sprawdzonych ubytkach zębowych, co w oryginalnej Norymberdze było nader skuteczne - odpowiedniej kapsułki z cyjankiem czy czymś równie smakowitym. Pozostawienie możliwości honorowego zjazdu do bazy 'by myself' byłoby nie dość że spektakularnym dopięciem klamrą, co podciągnięciem nasycenia ponurej barwy duszy jednego z drugim. Tyle, że potencjalne takie właśnie rozwiązanie kwestii eliminacji z życia jest li tylko akademickim rozważaniem, bo trudno o honorowy postępek, gdy honoru definitywnie od zarania brak.
Na koniec jeszcze jedna sprawa, fundamentalna dla tych fantasmagorycznych wizji. Założeniem bowiem jest, że kiedyś nastanie taki czas, że być może nie w tak barwnej wersji, ale jednak nadarzy się okazja do rozliczeń, nawet tak pokojowych. A to jednak wcale takie oczywiste nie jest.