FOTOGRAFIA

FOTOGRAFIA
" Mój magiczny FOTO świat" - Zapraszam do oglądania świata subiektywnym okiem mojego obiektywu ...

niedziela, 13 grudnia 2020

Rozczarowanie


Przy niedzieli myśli z tygodnia...

Rozczarowanie. Normalny element życia. Jednak choć jest nieodłącznym towarzyszem każdego człowieka, to za każdym razem nieco zaskakuje i boli. Szczególnie gdy chodzi o najbliższych, w których inwestujemy całe nasze zaufanie i żywimy nadzieję, że nic złego stać się nie może, że nas nie skrzywdzą, że zawsze będą grali w naszej drużynie. Nic tak nie boli, jak rozczarowanie osobą najbliższą. Ale dzisiaj nie o tym. Na niedzielę deczko lżejszy kaliber - coś w rodzaju: "... Stoch nie został mistrzem świata? Oj! Hmm, no szkoda ... Ale weź przełącz na TVN bo 'Ukryta prawda się zaczyna'...". Tak, że ten tego...

Najczęściej rozczarowują ludzie z którymi nie łączy nas bliska więź. To naturalne, bo obcy kryją w sobie tyle niewiadomych, że trudno zakładać, że poznaliśmy ich na tyle, żeby zaufać. A mając taki margines bezpieczeństwa jesteśmy bardziej odporni na ciosy. Częstokroć jednak można zapędzić się w wierze, że oto tą/tego znam tak dobrze, że nie kryje przede mną tajemnic. Najczęściej dotyczy to osób wyrazistych, medialnych, które chcą być postrzegane, jako prostolinijne, uczciwe, o jasnym, ukierunkowanym widzeniu świata. Jeśli do tego posiadają hipnotyczny urok, to pójdą za nim rzesze. Artyści, politycy, ludzie nauki, charyzmatyczni przywódcy, nauczyciele. Celebryci. Uczciwi…? Otóż… niekoniecznie.

A co jeśli ten czy inny artysta celebryta jest obiektywnie zdolny, niesamowity, niezwykły? Nie tylko skuteczny w kreowaniu swego mniej lub bardziej autentycznego wizerunku, ale także po prostu nieprzeciętnie uzdolniony, wartościowy w tym co robi, wybijający się ponad przeciętność. Wtedy jego siła rażenia samym sobą jest podniesiona do n-tej potęgi. I naturalnie rozczarowanie jego osobą też przybiera rozmiary nieprzeciętne.

Po tym nabrzmiałym patosem, przydługim wstępie, ja jednak nie zamierzam tutaj drzeć szat i lać łez rozpaczy nad powyższym. Nie, tak tylko się rozpędziłem nieco zbyt bardzo, a tak naprawdę to powoduje me dzisiejsze stawianie literek jeno spostrzeżenie natury lekkiej i niczego nie wnoszące do istoty świata. No bo chciałem na przykładzie trzech osobistości życia publicznego naszego krajowego pokazać, jak to oczarowanie lat młodzieńczych zostało zmaltretowane przez rozczarowanie lat, ekhm, dojrzałych. Spokojnie, będzie na wesoło. No to jedziemy z tym koksem!

Nr.1. Panie przodem. Zacznę od damy. Od damy przez duże „D”, jeśli chodzi o arystokratyzm głosu i zdolności wokalne. I tu postawimy kropkę. Bo to co dobre należy oddzielić od reszty, jak ziarna od plew. Bo gdy słuchasz jej śpiewu, nigdy nie chciej słuchać tego co artykułuje bez podkładu muzycznego – jedno do drugiego nie pasuje, jak czeski dubbing w „Terminatorze”. Tak, tak, chodzi o Edzię. Zastanawiające jest jednak, czy miała tak zawsze, czy też po tegorocznym zderzeniu ze stresem pandemicznym tak, hmm, ewoluowała. Znacznie wypadła z orbity, oj znacznie. Obecnie szura kolanami na wirażu. Trzeba jednak, a przynajmniej wypada, założyć że to choroba, słabość jakaś (charakteru?), a nie od razu rozstrzeliwać. Może kiedy nie można zaistnieć inaczej trzeba było odpalić coś spektakularnego. Naprawdę? Trzeba było tak? Cóż za niemiłe rozczarowanie. Okazuje się, że klasa nie jest dana raz na zawsze i można ją rozmienić na drobne o każdej porze i to niezależnie od tego czy działa rozmieniarka banknotów na myjni bezdotykowej. Brzęcząc w kieszeni samymi „dwójkami i „piątkami” nawet piosenki sprzed lat już nie brzmią tak miło, jak dawniej. Oj obyś Edytko nie musiała kiedyś odszczekiwać swego ujadania. Dużo zdrowia!

Nr.2. Bohater młodości. No może „bohater” to za dużo, ale jednak każdy chciał być, jak Cichy. I ta jedna jedyna rola Jakimowicza Jarosława ustawiła go w panteonie bohaterów nowego świata ery postkomunistycznego rozkwitania. Dwadzieścia pięć lat później wszystko co zagrał Cichym uszło w niebyt. Nie dość, że młodzieńczy urok aktorsko-osobisty minął z upływem lat, to okazuje się, że dopadła go chyba przedwczesna (a to prawie mój rówieśnik) andropauza. W każdym bądź razie w główce się coś niedobrego porobiło. Być może to noszone przeklęte przez naród i czasy imię odcisnęło na nim piętno tak bolesne i wyraziste. A szkoda. Bo rozczarowanie to, mnie osobiście, jeśli nie boli, to zniesmacza dosyć wyraźnie.

Nr.3. Buntownik. Bezkompromisowy. Charyzmatyczny. Porywający tłumy. Na dodatek do cna autentyczny w tym co robi(ł), co mówi(ł). Ciosy na prawo i lewo – po równo. Świętości szargał, głupotę wykpiwał, małostkowość piętnował. I ok. Takim (chyba) pozostał. Tyle, że wkręcił się w politykę. Nie od czapy funkcjonuje powiedzenie, które ma pokazać dysonans w rozumieniu świata pomiędzy moim pokoleniem, a pokoleniem mych dzieci, że „nie ufam ludziom, którzy nie pamiętają normalnego Kukiza” (to chyba cytat z R. Paczesia, jeśli dobrze pamiętam). Mimo tego, że (chyba) nie wyzbył się swojej autentyczności, to usmarowanie się politycznym gówienkiem sprawiło, że to już nie jest „ten Kukiz”. Dla mnie osobiście, z przywołanej trójcy, to największe rozczarowanie. Po co mu to było? Nie wiem. Chyba za bardzo zaufał, że „można”. Jednak nie można. Ideały, jakby nie były lotne, w normalnym życiu nie funkcjonują.

Powyższe przykłady są jedynie czubkiem góry lodowej. Na panteon „niesmacznych” można by wtargać niejedną osobistość życia publicznego, która to bądź najnormalniej w świecie zagalopowała się, bądź też przerosło ją ego. Oczywiście najłatwiej obrać do kości z przyzwoitości tych, którzy postanowili parać się polityką, ale najbardziej spektakularne rozczarowania dotyczą jednak osób, które z racji roli w społeczeństwie dawały do tej pory autentyczną radość i wzruszenie, a po metamorfozie przywołują jedynie najgorsze skojarzenia. A szkoda. Bo pewnie warto pozostać dobrym w tym, czym się jest dobrym, a nie ryzykować tak spektakularnych wizerunkowych porażek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz