Zachód słońca 15:47... Jak żyć panie premierze? Jak żyć...
Ja to nie wiem, czy to jeszcze niedomaganie mentalne, czy już problemy psychiczne. W każdym bądź razie coraz krótszy dzień sprawia, że coraz większe mam wahania nastroju. Sam się sobie dziwię, jak bardzo mną miota. No bo jak to? Mną? Ostoją spokoju i oazą zrównoważenia? Ano ... Tak że ten tego, cholerna zima pukając do drzwi powoduje, że kumuluję w sobie negatywne emocje, bardziej niż flądry metale ciężkie.
Gdy w powietrzu szumią złe duchy i inne dusze niespokojne, ja od jakiegoś czasu doświadczam transcendentalnego zjawiska, które regularnie dotyka mnie w drodze z pracy do domu. Niezależnie o której bym nie wyjechała, dokładnie w tym samym miejscu - choć o różnej porze z racji odmiennych punktów startu na zegarze - spotykam na drodze pośrodku lasu ... kogoś. Kogoś, bo przecież nie wiem kto to. Ubrany zawsze tak samo, w kurtce, czapce z daszkiem, kroczy sobie poboczem. Kroczy, ba, raczej sunie. I może nie byłoby w tym jeszcze nic dziwnego, ale miejsce w którym go mijam jest zupełnie nigdzie. Ni cholery nie mam pojęcia skąd idzie, a może właściwie skąd się tam znalazł i dokąd podąża. To jedno. A po drugie, postać ta jest niezmiennie taka sama. Jakiś duch zabłąkany? Pamiętacie Bukę, której pojawianie się w dolinie Muminków ciągnęła za sobą strach, niepokój, zimno, szarość i zniszczenie? Nooo, to właśnie ta postać mężczyzny znikąd, którego spotykam, jest Panem Buką. W sam raz na listopad.
Spadnie ten cholerny śnieg, czy nie?! Nienawidzę niewiadomych. Nie chodzi mi o równania z dwiema niewiadomymi, ani nawet prostego takiego z jednym iksem. Nie lubię czekać. Lubię jasne sytuacje i szybkie rozwiązania. A już oczekiwanie na nieodwołalne zło jest najgorszym z możliwych oczekiwań. Gdyby ode mnie zależało wszelkie plagi ściągałbym na ziemię naraz, powiedzmy od poniedziałku do środy, żeby już od czwartku mieć luz. I chuj, że może przeciążyłbym służbę zdrowia i wydolność szpitali... - a nie, to przecież nie covid19. W każdym bądź razie nie wypłaszczałbym krzywej zachoro... tfu! ... cierpienia. Raz a dobrze, a potem "parostatkiem w piękny rejs...!". Jestem ostatnim, który bez bólu istnienia ustawia się kolejce do kasy.
Pogodynka.
Na termometrze 1,8 st.C. Listopad jak cholera...
Tymczasem we wszechświecie i okolicy.
ON na Shellu po 4,28 PLN/L.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz