Jak bardzo popierdolony rok 2020 dał wszystkim w kość nie trzeba chyba kogokolwiek przekonywać. Można jedynie, w zależności od osobistych preferencji reagować: rzyganiem, płaczem, wściekłością, zapadaniem na depresję lub przynajmniej najnormalniej w świecie baniem się o to co będzie dalej. Ale przewrotny tytuł tego listu ma nie tylko przyciągnąć czytelnika swoim krzykliwym atakiem rodem z Super Expresu czy innego szmatławego Faktu, lecz za chwile ma okazać się nie tak zupełnie obrazoburczy i bez sensu.
Co nam dało doświadczenia z tą cholerną pandemią? Oczywiście oprócz złych doznań. No co? Czy widać jakieś pozytywy? A owszem. A są. Po kolei.
Ludzie zaczęli myć ręce. Tylko tyle? Aż tyle! Tak banalny obyczaj, o wadze którego uczy się już przedszkolaki, gdzieś z wiekiem zostaje zapominany. Ludzie są z natury flejami i nic tego nie zmieni. Wystarczyło jednak trochę strachu, a okazało się, że mydło nie gryzie, a stracone 30 sekund nie demoluje życia. Już Rysiek z „Klanu” o tym wiedział … mimo że później umarł.
A za myciem rąk ustawia się w kolejce ich dezynfekcja. I ta osobista, ta domowa, jak i ta w miejscach publicznych. Życzyłbym sobie i wszystkim innym, aby zwyczaj montowania podajników z płynem dezynfekcyjnych przy wejściach do sklepów wielkopowierzchniowych, urzędów, węzłach zbiorowego transportu, na dworcach i lotniskach, a przede wszystkim (!) w instytucjach ochrony zdrowia, jak przychodnie i szpitale, ale i apteki, stały się nową jakością, nową normą, na długo po tym jak (daj Bóg!) już uporamy się z pandemią. Szczególnie właśnie w miejscach związanych z ochroną zdrowia, które przewrotnie są niezaprzeczalnie najbardziej skutecznymi ośrodkami szerzenia się wszelakich zaraz mniejszych i większych. Obowiązek dezynfekcji przy wejściu do szpitali i przychodni powinien być prawnie usankcjonowany.
Nieszczęsne maseczki! Piszę „nieszczęsne”, bo ręce opadają, jak słyszę jaką to ujmą na wolności osobistej, zamachem wręcz jest nakaz ich używania w trakcie zmagania się z epidemią. Nie mam zamiaru rozpisywać się na ten temat, bo to jak dyskusja z płaskoziemcami i innymi podobnymi zjebami. Myślenie ponoć nie boli, ale … hmm … może jednak ciśnie pomiędzy uszami. Abstrahując od „opadania rąk”, w społecznościach dalekiej Azji noszenie maseczek higienicznych na ulicach wielkich, zatłoczonych miast nie jest czymś równie niezwykłym co zakładanie maski Dartha Vader’a. Życzyłbym sobie, aby to co w tej chwili jest u nas traktowane, jako narzędzie terroru, w poepidemicznych czasach stało się oznaką rozsądku. Ich noszenie w otwartych przestrzeniach (gdy czasy są „zdrowe”) jest może przerostem formy nad treścią, ale noszenie ich w szpitalach byłoby kolejnym dobrym zwyczajem, którego nauczył nas ten mały skurwiel SARS-cov-2.
I dalej w ramach prewencji w zatłoczonym brudnym świecie. Teraz, gdy jest nam tak źle, naprędce banki, apteki, urzędy – czyli wszędzie tam gdzie przepływ osobników homo sapiens jest znacząco duży – odbudowały przepierzenia pomiędzy sprzedawcą/urzędnikiem a interesantem. Czy pamiętacie jeszcze klasyczne apteki sprzed lat, gdzie kontakt z farmaceutą był skutecznie utrudniony przez szybę? Czy to było aż tak złe rozwiązanie? Przynajmniej pacjenci z receptą nie opluwali i nie smarkali na ducha bogu winną panią magister od pigułek. Ale nie! W nowoczesnym świecie takie izolowanie się jest odwracaniem się plecami do klienta! No to teraz mamy powrót do, hmm, normalnego, zdroworozsądkowego osądu sytuacji. Może tak zostanie, kto wie…
Kto próbuje się mierzyć w czasach pandemii z problemem dostania się do lekarza (takiego normalnego „na NFZ”, bo oczywiście nie mówię o prywatnych praktykach lekarskich), ten wie że proste to to nie jest. Człowiek się denerwuje, rzuca kurwami, wyczerpuje baterię w telefonie dzwoniąc stoczterdziestysiódmy raz na zajęty numer przychodni. Ale jak już się dodzwonisz (ufff…) to wpadasz, jak Alicja przez króliczą norę, do zupełnie innego świata. Nagle okazuję się, że: 1. można otrzymać teleporadę bez dreptania w stanie agonalnym do przychodni; 2. można zamówić przez telefon receptę na leki i nie trzeba biegać z kartą NFZ aby odbić się w rejestracji; ba, 3. można umówić się na osobistą wizytę, jeśli tego wymaga sytuacja, twój stan zdrowia. A jak już trafisz do przychodni, to jakbyś trafił do zupełnie innego świata ochrony zdrowia, niż ten sprzed pandemii. Nagle okazuje się, że nie tylko wszystkie formalno-administracyjne powinności, które można było dokonać telefonicznie są wielkim cywilizacyjnym krokiem. Największym zaskoczeniem okazuje się, że można rzeczywiście umówić się na wizytę na określoną godzinę, zostać przyjętym bez zbędnej zwłoki, a oczekując na wejście do gabinetu nie trzeba się tłoczyć z tłumem sobie podobnych interesantów. No jak w prywatnej przychodni!!! Może zbyt daleko wybiegami i zbyt łatwo stawiam tezę, bo opieram się tylko i wyłącznie na własnych doświadczeniach ostatniego półrocza, ale jeśli wszędzie to tak samo mniej więcej wygląda, no to czyż nie jest to krok do przodu?
I jeszcze o przychodniach. Nie znam statystyk chorowalności rodaków w ostatnich miesiącach, nie szukałem informacji o umieralności etc, ale postawię śmiałą tezę, że przez przychodnie przestały się przewalać niezliczone tłumy ludzi, których tam nie powinno być. Wszystkich przysłowiowych dziadków, którzy wizytę u „dochtorki” traktowali dotąd, jako urozmaicenie nudnego, emerytalnego dnia; zatroskanych matek o katar swojego dzieciaka; naciągaczy na lewe L-4 itd., itp. I nieważne czy jest to spowodowane tym, że rzeczywiście trudno się dostać teraz do lekarza, czy większość po prostu, po rozważeniu potencjalnych zysków i strat, odpuszcza „drogę przez mękę” aby się tam dostać i załatwić swoje mniej lub bardziej żywotne potrzeby kontaktu z medykiem. Pewnie część realnie utraci lub pogorszy swoje zdrowie, bo nie pójdzie do lekarza. Ale w większości przypadków (jestem o tym przekonany, że w większości) będzie to realne odciążenie służby zdrowia, oszczędność środków i mocy, redukcja kosztów i z całą pewnością poprawa jakości obsługi tych, którzy rzeczywiście pomocy potrzebują. A uprzedzając krzyki oburzenia i dezaprobatę na mój tok myślenia dodam tylko, że zaoszczędzoną kasę można by celowo przeznaczyć na wysyłanie ludzi np. raz w roku na kompleksowe badania diagnostyczne w ramach prewencji zdrowotnej. O!
Szeroko rozumiana służba, a raczej ochrona zdrowia, jest najbardziej poraniona w czasach pandemii, krwawi, ale też doświadczenia tego chorego czasu otwierają przed nią największe możliwości na skok - nie krok, a skok! - cywilizacyjny. Jeśli kiedyś się pozbieramy po walce z COVID-em, to nie dość że przeczołganie służby zdrowia przez ten poligon powinno dać tyle danych o jej słabościach i silnych stronach, której to wiedzy nie można (!) zatracić, to nie wyobrażam sobie aby wyuczone w warunkach bojowych procedury i nabyte doświadczenie można by nie wykorzystywać w przyszłości. Nawet pomijając czysto medyczne aspekty, już same odchudzanie formalizacji i biurokracji działań w ratowaniu zdrowia jest nie do przecenienia zmianą na lepsze. Zresztą i poza służbą zdrowia nie da się przeoczyć faktu odchodzenia od „papierowych procedur” w stronę wydajniejszych, bezpieczniejszych i wygodniejszych form przesyłania dokumentacji w formie szeroko rozumianej, jako elektronicznej. Budowało się także, choć wymuszone przez sytuację, jakieś, hmm, zaufanie do kontaktów innych niż face to face. Być może, a raczej na pewno, jest to pole do nadużyć, ale w ostatecznym rozliczeniu jest to dobry kierunek zmian.
Co jeszcze? Ogólnie rzecz biorąc to ostrzeżenie wysłane przez naturę, a co za tym związane przyhamowania w buńczucznym korzystania ze świata, ma niewątpliwie swoje złe ale i dobre strony. Ludziska trochę się opamiętali i zastanowili nad sobą – tak myślę. A takie refleksyjne zastanawianie się nad sobą zawsze jest „na propsie”. Ogólnie, myślenie jest zawsze o krok przed bezmyślnością. To zwolnienie, poświęcanie większej uwagi sprawom powszechnie uważanym za błahe – jak na przykład higiena w knajpach, czy służbie zdrowia (!) – to wartościowy jeden krok do tyłu i dwa do przodu.
Pogodynka.
Listopad. Deszczowo, nieprzyjemnie. Ale jeszcze ciepło, bo 14 st.C wieczorową porą. I tyle.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz