Kiedyś to było fajniej, bardziej kolorowo, wyraziście, w polityce. Z rozrzewnieniem wspominam czasy gdy polską scenę polityczną zapełniały takie stare psy, jak Wałęsa, Kwachu, Mazowiecki, Kuroń, Rysio Kalisz, Oleksy, Tusk, Leszek Miller, Kaczynsky Twins, Bartoszewski, i wielu innych, ba, nawet Macierewicz. Było wiadomo, że jak stare psy gryzą, to tak żeby nie zabić, jak przyduszają, to tak żeby drugiemu tchu na zawsze nie brakło. Wszyscy się znali. Jak razem nie byli internowani, jak nie siedzieli razem w pace, to przynajmniej jeden drugiego do niej wsadzał. A już na pewno chlali ze sobą wódę. Niezależnie od opcji, niekoniecznie przy okrągłym, ale przy jakimś tam stole w Magdalence flaszkę niejedną obalili. Swą ideologiczną nienawiść pielęgnowali tak, aby nie gasła. Ale też układ był jasny, a scena polityczna mieściła graczy respektujących niepisane zasady, które wszyscy akceptowali. Również podział koryta był jasny i każdy znał swoje miejsce w kolejce. A przede wszystkim plemienna przynależność była jasna i zrozumiała, a zdrada drużyny była tak rzadka, jak moralność polityka.
A co teraz? Rzygać się chce, jak patrzy się na te piskliwie ujadające francuskie buldożki, ratlerki czy inne pekińczyki po obu stronach barykady. Do tego te stare, wyłysiałe kundle, które w poprzednich rozdaniach były zbyt słabe, żeby dopchać się do michy. Serio? Tak ma wyglądać scena polityczna? Bezideowe „no name’y”, po których nie można się spodziewać absolutnie niczego poza kurczowym trzymaniem się koryta bez względu na to kto na nim trzyma łapę. Stare psy w starych czasach dokładnie dzieliły plac i obsikiwały swoje drzewka. Te nowe szczają pod siebie i już nikt nie wie czy śmierdzą sobą, czy już może trącą przeciwnikiem. Stare psy, nawet jak napychały kapsy i robiły rozpierduchę, to przynajmniej „w imię zasad, skurwysynu” – cytując klasyka. Mam wrażenie - być może mylne – że z tamtej politycznej gangsterki choć trochę okruchów spadało na rzecz państwa. Tymczasem dzisiejszy układ jest bezlitosny – zwycięzca bierze wszystko… tylko i wyłącznie dla siebie.
Tak całkiem serio mówiąc, to czasami aż mi żal tego starego sku***, który jako jedyny pozostał z dawnej sfory. Oczami wyobraźni widzę, jak wieczorami siedzi sam przy piwie oglądając jakiś National Geographic czy zwykłego pornosa i wspomina stare, dobre czasy. Wszyscy godni jego przeciwnicy, stare wiarusy, kompani od politycznego bagna mniej lub bardziej dosłownie zeszli już ze sceny. A on pozostał sam z tą bandą ujadających smarkaczy i dogorywających starych kundli, z którymi nie da się uprawiać tego ugoru. I wygląda na to, że ostatnim celem jaki sobie postawił na jesień swojego żywota, jest rozpierdolenie wszystkiego w drobny mak. Taka stetryczała złośliwość kiedy już nic przed tobą poza fajerwerkami na finał, poza spaleniem Rzymu dla chorej radości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz