"Umenczon Pod Swojskim Kieratem
Ukrzyżowan, Prawie-umarł Nie-pogrzebion ..."
Ale jestem zryty ...
Nigdy dotąd zbliżający się koniec roku, bliska perspektywa sylwestrowej zabawy (jaka by nie była), święta po drodze ... nie były dla mnie na tyle emocjonujące, aby ich wyczekiwać. No tak, pewnie za bajtla tak było, ale w daleko już dorosłym wieku, stan oczekiwania na zmianę kalendarza, stał się dla mnie obcy. Ba, można by powiedzieć, że nawet fajerwerki za oknem budzą już jedynie grymas i westchnienie, że oto rok kolejny przeleciał między palcami - i tyle.
Latoś jednak jest nieco inaczej. Jakbym miał powrócić do młodzieńczego zwyczaju opisywania wszystkich rzeczy, stanów i historii, jakie wypełniły mój kończący się rok, to byłoby co opisywać. Pewnie skrajne byłyby to emocje i słowa i słodkie i cierpkie ... no bo wiele się działo. Ja powiem tylko jedno - jak nigdy dotąd, i mówię to z pełnym przekonaniem, nie czułem się tak zryty, tak zmęczony, tak wypruty z sił, jak po dogorywającym roku bieżącym. Mam dość. Najzwyczajniej w świecie mam dość. I pierwszy raz z utęsknieniem wyczekują zmiany kalendarza. Jakaś irracjonalna myśl tłucze mi się po głowie, że jak zerwę ostatnią kartkę tegorocznego kalendarza, to wszystko zacznie się od nowa, z zerowym kątem, bez energetycznego debetu, bez bagażu niedokończonych spraw, bez ogona historii niedokończonych, bez nierozliczonych bitew, bez mentalnego kociokwiku i długu w banku płochych nadziei. Miast tego czekam na czysta kartkę, która zapiszę własnymi słowami, które sam przed sobą rozliczę.
Naiwne ? Może tak .. a może nie. Wiedząc, to co wiem, oczekując na to, na co czekam, budując to, co buduje, mam prawo ufać, ba, mocno wierzyć, że kolejny rok będzie nie tylko inny, ale przede wszystkim lepszy. Gdzieś pewnie po drodze będę się potykał, ale koniec końców tryumf jest mi pisany. I tego będę się trzymał.
A teraz odpocznę ... bo jutro dopiero wtorek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz