FOTOGRAFIA

FOTOGRAFIA
" Mój magiczny FOTO świat" - Zapraszam do oglądania świata subiektywnym okiem mojego obiektywu ...

wtorek, 16 grudnia 2014

Dr Rav radzi ...

Stan ogólny chorobowy określany jako "O q***a! ale mi źle" ... czyli nie jest dobrze. Przeziębienie rozkłada na łopatki delikatny samczy organizm. Zimno trzęsie, boli tu i tam. Trzeba się jakoś na nogi postawić.

Recepta:
- wódka czysta wyborowa
- herbata czarna z cytryną
- cynk organiczny w kapsułkach
- ogólnodostępne środki przeciwbólowe vel przeciwzapalne
- syrop z cebuli

Zaczynamy. Najpierw łyknąć trza pastylki, które mają zapobiec trawieniu przez mikroorganizmy wszelakie ciała wymęczonego, ograniczyć ból ten "tu i tam", a także na wszelki wypadek nie zezwolić na uskutecznienie gorączki, nawet jeśli krwotoczną by być nie miała.
Drugie łykanie to gorąca herbata z duża zawartością soku z cytryny. Porządne dosłodzenie może nie pomoże, ale rozweseli umęczone cielsko i duszę. Na pewno będzie skuteczne na dreszcze wszelakie i udrożni kichol zapchany.
Krok trzeci, to znowu łykanie. Tym razem kapsułki cynku organicznego, który skutecznym być wygląda, jako kiler na bakterie, jeśli odpowiednio wcześnie się zareaguje. Warunek jednak taki, że przyjąć należy ilość taką, która współczesna medycyna  z całą pewności zinterpretowała by jako przedawkowanie. "Nie zapoznawać się więc z ulotką, ani nie zasięgać rady lekarza lub farmaceuty".
Krok czwarty, to wódka czysta. (oczami wyobraźni widzę rogala na ustach Twych czytelniku). Co prawda do płukania i wypluwania (o zgrozo!), jako specyfik na odkażanie gardła, ale jeśli zupełnie przez przypadek, dosłownie przez niewypowiedzianie dziwny zbieg okoliczności ocierający się wręcz o cud, połknie się łyk, dwa, lub trzy, to też nie zaszkodzi, a może i pomoże.
Krok piąty i ostatni. Naturalny antybiotyk wyciśnięty z doprowadzającej do łez cebuli. Na załagodzenie płuc kaszlem targanych.

... minęła noc

Oooo! Hmm, czuję się całkiem, całkiem. Boli, nie boli, przeżyć się da. Trzymamy pion i fason. Chyba operacja się udała.

... nadszedł wieczór

Ojejku, jejku! ...

... poranek

Już nie boli, jak bolało. Jest inaczej. Lekarz z dyplomem stwierdza, że owszem krtań i tchawicę stwierdzono, jednak w stanie takim, że nie dziwota, iż głos nie przenika do uszu słuchacza. "Uczulony na coś?". Nieeeee, każdą chemię przyjmę, plisssss. Antybiotykoterapia, ha!

Zwykle się udaje; tym razem jednak nie. Moje szamańskie knowania nie zadziałały.
Ale chciałem dobrze :)))))


środa, 3 grudnia 2014

Dni znacznie mniej dobre

Bywają dni znacznie mniej dobre ...
I nie chodzi o to, że to poniedziałkowy czarny poranek, pizgany lodowatym wiatrem z zawieruchą liści na ulicy, bo to przecież nie poniedziałek. Natomiast w tym ciemnym przedświcie, popijając drobnymi łykami odgrzewaną herbatę z wieczora, parząc wargi z niemalże lubą odpowiedzią na mroźną zawieruchę za oknem, człowiek zdaje sobie sprawę z tego i owego. Być może jeszcze zbyt wcześnie zwleczone zwłoki z łóżka skoro jest czas na przemyślenia, gdzieś pomiędzy szorowaniem zębów, parującym kubkiem herbaty przy jarzeniowym świetle, a naciśnięciem klamki, która odpowie metalicznym jękiem oznaczającym "good luck" na ten nowy dzień.
W takiej scenerii napadają myśli z goła niewesołe niestety. Materializują się lęki wszelakie i duchy marne przysiadają na ramieniu. Gdzieś od dawna skrywane obawy, spychane okutym obcasem, odtrącane łokciem, negowane na wszelakie sposoby, przybierają realne kształty i pozostawiają coraz bardziej widoczne siniaki, blizny i zadrapania. W dusznych cieniach nocy, gdy poranek jeszcze daleko za horyzontem, ciężko wykrzesać w sobie iskrę optymizmu. O wiele łatwiej zachłysnąć się gęsta flegmą codziennego znoju. 
Byle do świtu.

Bajka o niedźwiedziu, wilku i lisie

W Wielkiej Rzeczpospolitej Puszczy żył Niedźwiedź, Wilk, Lis oraz inna leśna zwierzyna. Wszyscy wiedzieli że w Puszczy to Niedźwiedź jest panem, ma największa gawrę, to on wybiera miód dzikim pszczołom z barci, to on jest wielki i mocarny i baaaaardzo bogaty. Zwierzęta szanowały taki układ i nikt władzy Niedźwiedzia nie kwestionował. To on pozwalał zasiąść do swojego stołu, to on rzucał okruchy mniej ważnym, a nic nieznaczących rykiem odganiał hen w głębokie knieje. Niedźwiedź rządził i dzielił.
Jedynie Wilk nie wiedzieć czemu zapominał czasami gdzie jego miejsce w lesie. Popadając w samozachwyt wielki puszył się i szczerzył kły nic sobie nie robiąc nie tylko z pomniejszych zwierząt, ale i wielkiemu Niedźwiedziowi na nosie zagrać chciałby. A trzeba wiedzieć, że Niedźwiedź tyle był wielki i silny, co i na swój sposób sprawiedliwy. Pozwalał łasić się do siebie, ale gdy ktoś mu na futrzana łapę nadepnął, to lepiej aby spod zasięgu pazurów Niedźwiedzia w te pędy czmychał.
A zdarzyło się tak, że Wilk postanowił Niedźwiedziowi przysługę sprawić. Niedźwiedź łaskawie nań wejrzał i takoż wybrał go do zadania ważnego, acz trudnego. Wilk zatarł łapy i nuże do roboty się zabrał. Jednak nie taki Wilk mocny, aby sam zadaniu podołać. Susami więc długimi ku Lisowi pobiegł i w łaskawości swej propozycję udziału w przedsięwzięciu złożył. Lis pomyślał, w ruda głowę się podrapał i z lisim wyrachowaniem przystąpił do spółki. 
Wilk się panoszył po całym lesie, ryczał i wył do księżyca zawzięcie. Szumu narobił niespotykanego, aby tylko Niedźwiedź usłyszał, jako ten Wilk zaufany się stara, by zadaniu podołać. Jednak aktorski ten zabieg miał jedynie przykryć niemoc i kłopoty w jakie Wilk się wpakował od Niedźwiedzia zlecenie biorąc. Na całe szczęście, Lis-Chytrus nieco przeliczył się w swoich możliwościach i swojej części zadania nie podołał. Biedny rudzielec. Któż go teraz wybroni przed wilczymi zębiskami ? Toż przyjdzie mu oddać swą ruda kitę, za winy popełnione. Wilk mu nie daruje.
Kiedy Wilk o kłopotach Lisa się dowiedział, to na miejscu nie usiedział. Ku Niedźwiedziowi pobiegł i dalej narzekać, że Lis niecnota tak nieznośnie napsocił, że ich wspólny interes ... sknocił. Niedźwiedź ze złości poczerwieniał, ale w majestacie swym rzekł tyle, że widzieć ich obu na tłumaczenie się żąda.
Wilk nieco uspokojony, już pewny swego do Lisa rzecze tak: "Lisie ty wiesz, co żeś uczynił i w jakie problemy mnie wpędziłeś. Pamiętaj, nie ja sam to piwo cierpkie wypiję!". Lis wysłuchał, uszy po sobie położył i rudy pysk wąsaty ku ziemi spuścił. Ale gdy przed Niedźwiedziem stanęli razem, Wilk rudzielcowi na ramieniu łapę położył i w protekcjonalnej pozie, przed Niedźwiedziem zaczął go bronić. Niedźwiedź słuchał i słuchał i słuchał. Potem się zadumał i  obydwu palcem grożąc koniec końców chłostę wielką odpuścił.
Wilk z radością wielką z gawry wyskoczył i w przekonaniu o swoich talentach wszelakich dumnie ku swej norze pobiegł. Przekonany, że Lisem pysk swój otarł i że Niedźwiedź w pierwszej kolejności to rudym futrem dupsko sobie wytrze, jeśli biznes zakończy się fiaskiem. Tak to sprytnie wielce, on szaro-bury sytuacji pan Niedźwiedzia przechytrzył i z Lisa blachę na dupę sobie wyprawił. Chytry plan powiódł się po stokroć.
Tymczasem, gdy tylko Wilk zniknął za pierwszym dębem, Lis wrócił do Niedźwiedzia. Bez lęku nijakiego do gawry wlazł i zasiadł na zydlu nogi na stole wywalając. Na gospodarza bez cienia lęku spojrzał, a gdy ich wzrok się napotkał od razu było wiadome, że obydwaj z Wilka zakpili. Gdyby tylko Wilk wiedział, że swoją burą skórę Lisowi zawdzięcza, a nie na odwrót. Otóż Lis nie raz z jednej michy z Niedźwiedziem się pożywiał, i to on, a nie Wilk co tydzień Niedźwiedziowi smakołyki znosił. Ale niech tam Wilk przemądrzalec myśli, że łaska jego i wielkość rudą kitę uratowała. 
Jaki morał z tej bajki? Kto smakołyki pod nos właściwy podtyka, ten o swoją skórę może być spokojny. I wcale nie trzeba być groźnym Wilkiem, żeby z Niedźwiedziem dobrze żyć. A mania wielkości to narowisty rumak, który choć kusi, potrafi szybko z siodła wysadzić. I każdy Wilk o tym wiedzieć powinien. Pokorny wierzchowiec dwa razy dalej niesie.