Bywają dni znacznie mniej dobre ...
I nie chodzi o to, że to poniedziałkowy czarny poranek, pizgany lodowatym wiatrem z zawieruchą liści na ulicy, bo to przecież nie poniedziałek. Natomiast w tym ciemnym przedświcie, popijając drobnymi łykami odgrzewaną herbatę z wieczora, parząc wargi z niemalże lubą odpowiedzią na mroźną zawieruchę za oknem, człowiek zdaje sobie sprawę z tego i owego. Być może jeszcze zbyt wcześnie zwleczone zwłoki z łóżka skoro jest czas na przemyślenia, gdzieś pomiędzy szorowaniem zębów, parującym kubkiem herbaty przy jarzeniowym świetle, a naciśnięciem klamki, która odpowie metalicznym jękiem oznaczającym "good luck" na ten nowy dzień.
W takiej scenerii napadają myśli z goła niewesołe niestety. Materializują się lęki wszelakie i duchy marne przysiadają na ramieniu. Gdzieś od dawna skrywane obawy, spychane okutym obcasem, odtrącane łokciem, negowane na wszelakie sposoby, przybierają realne kształty i pozostawiają coraz bardziej widoczne siniaki, blizny i zadrapania. W dusznych cieniach nocy, gdy poranek jeszcze daleko za horyzontem, ciężko wykrzesać w sobie iskrę optymizmu. O wiele łatwiej zachłysnąć się gęsta flegmą codziennego znoju.
Byle do świtu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz