Jedynie Wilk nie wiedzieć czemu zapominał czasami gdzie jego miejsce w lesie. Popadając w samozachwyt wielki puszył się i szczerzył kły nic sobie nie robiąc nie tylko z pomniejszych zwierząt, ale i wielkiemu Niedźwiedziowi na nosie zagrać chciałby. A trzeba wiedzieć, że Niedźwiedź tyle był wielki i silny, co i na swój sposób sprawiedliwy. Pozwalał łasić się do siebie, ale gdy ktoś mu na futrzana łapę nadepnął, to lepiej aby spod zasięgu pazurów Niedźwiedzia w te pędy czmychał.
A zdarzyło się tak, że Wilk postanowił Niedźwiedziowi przysługę sprawić. Niedźwiedź łaskawie nań wejrzał i takoż wybrał go do zadania ważnego, acz trudnego. Wilk zatarł łapy i nuże do roboty się zabrał. Jednak nie taki Wilk mocny, aby sam zadaniu podołać. Susami więc długimi ku Lisowi pobiegł i w łaskawości swej propozycję udziału w przedsięwzięciu złożył. Lis pomyślał, w ruda głowę się podrapał i z lisim wyrachowaniem przystąpił do spółki.
Wilk się panoszył po całym lesie, ryczał i wył do księżyca zawzięcie. Szumu narobił niespotykanego, aby tylko Niedźwiedź usłyszał, jako ten Wilk zaufany się stara, by zadaniu podołać. Jednak aktorski ten zabieg miał jedynie przykryć niemoc i kłopoty w jakie Wilk się wpakował od Niedźwiedzia zlecenie biorąc. Na całe szczęście, Lis-Chytrus nieco przeliczył się w swoich możliwościach i swojej części zadania nie podołał. Biedny rudzielec. Któż go teraz wybroni przed wilczymi zębiskami ? Toż przyjdzie mu oddać swą ruda kitę, za winy popełnione. Wilk mu nie daruje.
Kiedy Wilk o kłopotach Lisa się dowiedział, to na miejscu nie usiedział. Ku Niedźwiedziowi pobiegł i dalej narzekać, że Lis niecnota tak nieznośnie napsocił, że ich wspólny interes ... sknocił. Niedźwiedź ze złości poczerwieniał, ale w majestacie swym rzekł tyle, że widzieć ich obu na tłumaczenie się żąda.
Wilk nieco uspokojony, już pewny swego do Lisa rzecze tak: "Lisie ty wiesz, co żeś uczynił i w jakie problemy mnie wpędziłeś. Pamiętaj, nie ja sam to piwo cierpkie wypiję!". Lis wysłuchał, uszy po sobie położył i rudy pysk wąsaty ku ziemi spuścił. Ale gdy przed Niedźwiedziem stanęli razem, Wilk rudzielcowi na ramieniu łapę położył i w protekcjonalnej pozie, przed Niedźwiedziem zaczął go bronić. Niedźwiedź słuchał i słuchał i słuchał. Potem się zadumał i obydwu palcem grożąc koniec końców chłostę wielką odpuścił.
Wilk z radością wielką z gawry wyskoczył i w przekonaniu o swoich talentach wszelakich dumnie ku swej norze pobiegł. Przekonany, że Lisem pysk swój otarł i że Niedźwiedź w pierwszej kolejności to rudym futrem dupsko sobie wytrze, jeśli biznes zakończy się fiaskiem. Tak to sprytnie wielce, on szaro-bury sytuacji pan Niedźwiedzia przechytrzył i z Lisa blachę na dupę sobie wyprawił. Chytry plan powiódł się po stokroć.
Tymczasem, gdy tylko Wilk zniknął za pierwszym dębem, Lis wrócił do Niedźwiedzia. Bez lęku nijakiego do gawry wlazł i zasiadł na zydlu nogi na stole wywalając. Na gospodarza bez cienia lęku spojrzał, a gdy ich wzrok się napotkał od razu było wiadome, że obydwaj z Wilka zakpili. Gdyby tylko Wilk wiedział, że swoją burą skórę Lisowi zawdzięcza, a nie na odwrót. Otóż Lis nie raz z jednej michy z Niedźwiedziem się pożywiał, i to on, a nie Wilk co tydzień Niedźwiedziowi smakołyki znosił. Ale niech tam Wilk przemądrzalec myśli, że łaska jego i wielkość rudą kitę uratowała.
Jaki morał z tej bajki? Kto smakołyki pod nos właściwy podtyka, ten o swoją skórę może być spokojny. I wcale nie trzeba być groźnym Wilkiem, żeby z Niedźwiedziem dobrze żyć. A mania wielkości to narowisty rumak, który choć kusi, potrafi szybko z siodła wysadzić. I każdy Wilk o tym wiedzieć powinien. Pokorny wierzchowiec dwa razy dalej niesie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz