Listopad. Początek listopada całkiem chłodny. Dzień Wszystkich Świętych był bardzo zimny, choć słoneczny. Ale już dwa dni później na termometrze mieliśmy nawet 17 st.C i słońce, co skłoniło mnie do nieplanowanej przejażdżki rowerowej po mieście - tak że koniec sezonu jeszcze nie do końca taki uskuteczniony. Co więcej, mam nadzieję, że jeszcze będzie okazja popedałować w tym roku na jakimś umiarkowanym dystansie.
Od tamtego dnia temperatura spada dosyć regularnie, żeby dzisiaj pokazać nie drastyczne, ale przyprawione listopadowym, mglistym syfem, 7 st.C. Taka listopadowa, do szpiku kości, pogoda. I raczej żadnych spektakularnie optymistycznych anomalii na ten miesiąc nie zapowiadają.
Właśnie kończy się drugi w tym miesiącu długi weekend. O ile poprzedni był pod znakiem palenia zniczy na cmentarzu, to teraz zupełnie co innego mu przyświecało. Otóż mieliśmy gości z Kielc. Następne dłuższe wolne dopiero na Boże Narodzenie.
Za tydzień pobiegnę w biegu charytatywnym w Gliwicach. Toteż biegam trochę przed tym wydarzeniem. Nie, żebym jakoś się specjalnie przygotowywał, bo bieg jest na czysto symbolicznym dystansie, ale jednak już trzy razy w tym miesiącu wybiegałem na moje asfaltowe ścieżki. Forma nadal jest, a stopa nie dokucza zbytnio. Czyli jest dobrze. Jakbym tak podtrzymał częstotliwość treningów, to ten listopad mógłby by być całkiem spektakularny. Ale nie łudzę się, że pogoda w końcu nie pokaże się z najgorszej strony. Oby w przyszłą niedzielę przynajmniej nie padało.
Tymczasem we wszechświecie i okolicy:
- ON na BP po 5,01 PLN/L
- w ostatniej kolejce Górnik przegrał z Legią 1:5
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz