Dzień dobry w nowym, już 2021 roku! Późno się budzę na łamach tego aperiodyku. Ale jakoś się wcześniej nie składało. Tymczasem rozpoczęliśmy nowy rok pandemii. Ha!
Plucha taka, że nic tylko wszędzie kapanie, ciurkanie i chlupanie słychać. Szkoda. I mówię to ja, który własne dzieci sprzedałbym za trochę słońca i soczystą porcję gorąca. Ale jak tydzień temu zaczęła się prawdziwa, fajna, mroźna i przede wszystkim śnieżna zima, to wraz z bielą zrobiło się i jaśniej, i optymistyczniej, i jakoś tak … fajniej. Kiedy w miniony weekend świeżego śniegu było pod dostatkiem i świat skuł dwucyfrowy mróz, wręcz nie do uwierzenia było, że dwa dni później mają być roztopy. A są. Generalizując pogoda potrafi, jak - nie przyrównując - PiS wszystko spier****, nawet jak samo z nieba spada. Tyle, że dzisiaj zamiast śniegu, pada już deszcz. I jest mniej więcej … ch*jowo.
Ale co ja tam chciałem…? Acha. No tak. Załamanie zimowej aury włączyło mi tryb pesymizm level: „obawa przed niedostatecznym zaopatrzeniem barku”. Dla uczciwości - to nie tylko pogody zasługa, której ekscesy jedynie dopełniają całokształt. Otóż od paru dni my świat, a przynajmniej Najjaśniejsza RP, wiemy, że niejaka firma Pfizer ogłosiła iż zmniejsza drastycznie dostawy swoich szczepionek przeciwko SARS-CoV2 dla Polski i ogólnie dla EU – bo „modernizacja linii produkcyjnej”. Jak jestem ostatni do wiary w spiskowe teorie dziejów i zamaszystym ruchem strącam foliarzom aluminiowe czapki z głów i na kolanie zakrzywiam im Ziemię, to w tym przypadku uważam skromnie, że śmierdzi na kilometr takie tłumaczenie zmniejszenia dostaw. Pewnie ktoś dobrze podpłacił i produkcja najbliższych tygodni pójdzie do klienta premium. Zakładam, że jeśli nie do Niemiec – których negocjacje bilateralne z Pfizerem (poza EU) są powszechnie znanym faktem – to pewnie inny dysponujący grubym portfelem kraj zgarnie to, co wynegocjowała dawniej EU jako zamówienie „unijne”. Normalna sprawa. Solidarność na wojnie nie jest cechą, ekhm, pierwszej potrzeby. Jak to wpłynie na cały nasz Narodowy Program Szczepień, Najwyższy jeden wiedzieć raczy, ale z całą pewnością nie jest to dobry kierunek zmian. I muszę – choć niechętnie – przyznać naszym niemiłościwie panującym, że strategia trzymania w odwodzie drugiej dawki dla już rozpoczętych szczepień, była rozsądnym posunięciem. Aż dziwne, że coś udało się dobrze zaplanować – może przez przypadek (co przekreśla samą ideę planowania), ale jednak.
Jak już jesteśmy przy szczepieniach, które mają wyciągnąć nas z pandemicznego bagna, to pozwolę sobie na małe amatorskie dywagacje w tym temacie – takie pół żartem, pół serio.
Ja, jako kotlet trzeciej kategorii (ten mielony razem z budą), gdzieś razem z gorszym sortem, ukrytą opcją niemiecką, zdrowymi jak Rus końmi, zdradzieckimi mordami, młodzieńcami w średnim wieku, inteligentnymi alkoholikami vel lumpen inteligentami, totalną opozycją, niebędącymi asystentką ważnych ludzi, hydraulikami, stróżami nocnymi bez grupy inwalidzkiej i podobnymi indywiduami przewidzianymi do potencjalnego zaszczepienia na samym końcu mniej więcej nie wiadomo kiedy, tak sobie siedzę i myślę. Myślenie mi nawet nieźle wychodzi (choć pewnie liczni bliźni uznają to za nadinterpretację). Dodatkowo jeszcze liczę, co po ośmiu latach podstawówki i szkole technicznej zgrabnie mi nawet wychodzi (i mam kalkulator w telefonie!). No i wychodzą mi, ekhm, wieści dziwnej treści. Otóż, po pierwsze załóżmy że plan szczepień wraca do optymistycznej wersji szczepienia ok 1 mln obywateli w ciągu miesiąca. Drugie założenie, także optymistyczne, mianowicie przyjmujemy, że poziom wykrytych zakażeń oscyluje w kolejnych miesiącach na poziomie 5 tys. oficjalnie dziennie „trafionych” (ni ch*ja dla trzeciej i kolejnych fal! – „… nie ma fal, nie ma fal, nie ma fal… la, la, la…) Dla mojego wywodu pomijam oczywiście, to co wszyscy wiedzą, ale już o tym nie mówią, bo … bo nie warto. Trzecie założenie – śmiertelność: nadal ok 2,5% przedwczesnych oficjalnych zjazdów do bazy z powodu wiadomo jakiego; choć dla moich wyliczeń skala ta nie zmienia wyników. No to liczymy.
Do końca tego roku mamy ponad 300 dni. Po pół roku, po 6 miesiącach, będzie zaszczepionych ok 6 mln obywateli (pomijam ok miesięczną karencję, która przesuwa nam względne bezpieczeństwo). Po tym samym półroczu mamy – razem z dotychczasowymi – ok 2,3-2,4 mln zachorowań vel ozdrowień. Razem – ok 8,3 mln względnie zabezpieczonych. Pod koniec roku wychodzi mi, że … 12 mln zaszczepionych + 1,4 mln zachorować/ozdrowień „starych” + 1,8 mln zachorowań/ozdrowień nowych … czyli jakieś circa 15 mln ludzi względnie, czasowo niepodatnych na zakażenie pierwsze, lub wtórne. W 2019 roku było nas ok 38 mln obywateli Najjaśniejszej RP. Z tego ok 7 mln to dzieci. Uhm, czyli na koniec 2021 roku będzie 38 mln – 7 mln dzieci – 15 mln odpornych czyli … ok 16 mln potencjalnych dorosłych jeszcze do wyszczepienia… z czego w 2022 zachoruje kolejnych 1,8 mln … czyli pozostaje 14,2 mln Taaaak… Hmm, czyli jeszcze kolejny rok w kolejce... chyba, że program szczepień ruszy z kopyta, z warpową wręcz prędkością, wcześniejszą czy późniejszą porą. Ja wiem, że założyłem sztywne jak po braveranie dane wejściowe, a to tak nie działa i do dupy te całe moje bajania i wymądrzanie się na temat, którego systemowo w żaden sposób nie ogarniam. Niemniej mądrość ludowa mówi mi, że szanse na dożycie do zaszczepienie w tzw. 3 etapie we względnym zdrowiu, wyglądają mało imponująco. Oby nie było tak, że dotychczasowy krzyk chętnych – znowu zacytuję klasyka – „… czy mógłbym odcedzić kartofelki?”, nie skończy się tym, że w zaszczanych gaciach chude kotlety trzeciej kategorii odpowiedzą „… już mi się nie chce”.
Pogodynka.
Ciepły styczniowy wieczór - temperatura 4,4 st.C na plusie. A jeszcze w poniedziałek do południa było -12 st.C (!). Roztopy, roztopy, roztopy...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz