Jakiś czas temu, w okolicznościach zupełnie nieprzystających, rozgorzała krótka, aczkolwiek nie pozbawiona treści dyskusja, o ... o współczesności. Chwilę się zawahałem, bo celowo nie chciałem wpadać w patos. Jednak po chwili namysłu, powiem wprost - to była rozmowa o szczęściu ... jakkolwiek by to nie zabrzmiało.
"Takie czasy" - często się słyszy. Pędzimy przez życie, napier*****y się z losem i bliźnimi w imię pogoni za szczęśliwością. Ale czym i jakie ono jest ? Drugie powiedzonko: "Dawniej tak nie było, było inaczej ...". Prawda. Ale to wciąż niedopowiedzenie. Czasy się zmieniły i świat się zmienił. Jeszcze nie tak dawno, bo nie trzeba cofać się nawet o pokolenie do tyłu (piszę to z własnego doświadczenia) nie trzeba było wiele, aby spełniać marzenia, aby czuć się szczęśliwym. Fakt, że niewiele było, dawało niewielkie pole manewru dla formułowania marzeń. Może i jednostki szczególnie uduchowione (albo nadzwyczaj zepsute) fantazjowały o rzeczach wielkich we wszelakim tego słowa rozumieniu. Może taki ktoś, gdy ponosił porażkę, spalał się i sfrustrowany popadał w stan wiecznej nieszczęśliwości. Ale większość z nas swoje małe marzenia, z małego katalogu "marzeń do spełnienia" była w stanie spełnić. Zasada prosta jak drut: "mniej do zdobycia łatwiej zdobyć, niźli niepoliczone stosy skarbów, których żadne kieszenie nie pomieszczą".
W "nowych" czasach z każdej strony atakują nas zastępy reklamowych "czarnych aniołów". Ilość bodźców bombardujących naszą słabą wolę, pranie mózgów i grzebanie w naszej podświadomości, skutkuje tym, że ulegamy pragnieniom niemożliwego. Z jednej strony wszystko jest na wyciągnięcie ręki, wszystko jest niby w naszym zasięgu, jednak niewiele trzeba się wysilić, żeby zdać sobie refleksyjne pytanie, czy aby na pewno tego potrzebuję, czy aby na pewno tego chcę ? I dalej: czy aż tyle chcę za to oddać, stracić, zapłacić ? Jaka jest skala mego poświęcenia ?
Pragnienie posiadania, wciskane nachalne "must have", mieli nas, jak dobra sokowirówka wyciskająca ostatnie soki zdrowego rozsądku. Mamy coraz więcej i więcej. Ale wciąż nieporównywalnie więcej jest do zdobycia. I niestety ten stosunek tego co mieliśmy, do tego czego nie udało nam się zdobyć, z biegiem lat coraz gorzej wygląda. Zostajemy w tyle. Mimo, że konsumpcja narasta w postępie logarytmicznym i tak zostajemy na przegranej pozycji. Czy można to zatrzymać ? Czy można stanąć obok tego wyścigu "po szczęście" ? Oczywiście, że tak. Tylko trzeba chcieć i mieć siłę powiedzieć "Nie". Niewielu ma aż takie jaja.
Wynik netto spełnionych marzeń jest coraz mniej korzystny. Pal licho jeśli wciąż jest powyżej zera. Gorzej, gdy z powodu zbyt nikłego poziomu szczęścia we krwi, choruje dusza. Stąd już tylko krok do nieszczęścia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz