Jeszcze wczoraj miałem w głowie tyle spójnych myśli, tyle poukładanych zdań, tyle sprawnych fraz, że ten tekst sam by się niemalże przelał na papier wykluczając mus mego pośrednictwa, jako klepacza klawiaturowego. Jak to jednak przeważnie bywa, myśl parują równie skutecznie, jak spirytus rozlany na rozgrzany kamień. Toteż dzisiaj z trudem większym, jednakowoż z nadzieją nie mniejszą na sukces, chciał będę nieco przemyśleń mych takich-sobie udostępnić wszem i wobec, a jednak ze wskazaniem.
O mierze bycia będzie. Nie o zamiarze. Słowa te gdzieś lęgną się ostatnimi czasy niesamowicie, gdyż czasy i okoliczności płodne nad wyraz. Przeważnie gdy zażywam kąpieli wieczornej, pośród pian aromatycznych na wodzie gorącej się kotłujących. Wtedy to odurzony wonią i upojony miękkim gorącem popuszczam wodze swej wyobraźni, aby ku rejonom bardziej uduchowionym pognały. Zahaczają wtedy o rejony dzikie i nieznane, a opływające w myśli tyleż dziwne, co niepokojące, tyleż zaskakujące, co budujące, tyleż oczywiste, co odkrywcze.
Pośród taplania się w codzienności, codziennym mozolnym brodzeniem w szambie raz gęstszym, raz rzadszym, aczkolwiek woniającym zawsze przykro, kiedy to staramy się za wszelką cenę utrzymać głowę powyżej lustra fekaliów, zdarzają się jednak chwile niespodziewanie odmienne w swej naturze. Będę nudny powtarzają frazesy o gonitwie, która ogarnęła ludzi i świat, ale bez napomknięcia o tym nie będę w stanie pokazać perspektywy, jakiej myśli me potrzebują. Chodzi bowiem o to, że czasami, zupełnie niespodziewanie, łapiemy się na tym, że oto ta myśl natrętna, ta chwila krótka, ten stan w jakim jesteśmy, w jaki wpadamy, nabiera blasku tak potężnego, tak energetycznego, tak pełnego gorąca, że nagle czujemy, że ... doznaliśmy. Doznaliśmy czegoś niezwykłego. Trudnego do opisania, a jednak bardzo ważnego. O wartości niemierzalnej, a jednak niepodważalnej.
Niewiele trzeba aby wskrzesić w sobie to olśnienie chwilą. Czasami wystarczy unosząca się na kubkiem gorącej kawy wirująca para, która wiruje rozszczepiana niewidzialną mocą promienia słońca wpadającego przez przybrudzoną szybę okna. Czasami to drgająca nić pajęczyny napędzana niewidzialną mocą. Czasami uśmiech kogoś mijanego na ulicy. Czasami dźwięk gitarowej struny, która łka miękko i ciepło. A wspólnym mianownikiem tych stanów świata, jest ich absolutna niematerialność, oderwanie od materii liczonej w wartościach policzalnych. Nie można ich wycenić, bo nie ma takiego kruszcu ani waluty jakim by się poddawały.
Wyłapywanie takich chwil jest miarą bycia. Jakość bycia opisuje zdolność, lub jej brak do dostrzegania wartości tak ulotnych, że proza życia rozdmuchuje je z łatwością. Dostrzeganie i umiejętność zachłyśnięcia się tą esencją szczęśliwości są nieodzowne, aby przejść przez życie będąc świadomym samego siebie. Nie tylko dane jest nam odbębnienie tych kilkudziesięciu lat na tym łez padole. Jeśli pośród otaczającej nasz szarości potrafimy zachwycić się drobnostką, kruszyną, tchnieniem, piórkiem na wietrze, to bycie przestanie być pojęciem jedynie metafizycznym. Jeżeli bowiem miara bycia stanowi o jakości życia, to warto się nad tym pochylić, warto spróbować cieszyć się nawet czymś do czego nie mamy śmiałości się przyznać.
poniedziałek, 19 maja 2014
poniedziałek, 5 maja 2014
DEGUSTATOR - odsłona trzecia
Dzisiaj o czymś smakowitym, niebanalnym, szczególnym.
Spotkanie z Jack'iem Single Barrel. Zapraszam.
czytaj: DEGUSTATOR
Spotkanie z Jack'iem Single Barrel. Zapraszam.
czytaj: DEGUSTATOR
sobota, 3 maja 2014
Tik-tak, Tik-tak ...
Nowela ostatnich dni oraz jej finał, włączyły mi odliczanie.
Te jedenaście dni zlały się w jeden zbity solidny kawałek czasu, który przetoczył się przez nas, jak walec. Abstrahując od całego tego zamieszania z tym związanego, pomijając niezaprzeczalne, obiektywnie negatywne aspekty, jedno można zaliczyć na plus - była to taka mała próba generalna dla naszego rodzinnego teamu. Próba generalna, bo już meta rysuje się zdecydowanie wyraźnie i pozostała ostatnia prosta.
Hmm ...
Poza tym, to weekend dobiega końca. Niby jeszcze sobota, ale tak rozmemłana, że nawet potężna porcja śmietankowych lodów, duża kawa i "Pogromcy duchów" w TV, nie są w stanie rozhuśtać imprezowego nastroju. Zresztą temat jest o wiele szerszy, jak już o tym szczególnym weekendzie mówimy. Otóż majowy weekend, całkiem dobrze w kalendarzu wyglądający w tym roku, jest zupełnie bez jaj. Nie dość, że sytuacja ogólnoświatowa, narodowa, prywatno-rodzinna, zawodowa, zdrowotna, finansowa, społeczna i jaka by jeszcze nie inna, absolutnie nie sprzyja, to za oknem zimno, mokro i ciemnawo. Jak daleko pamięcią sięgam, a przynajmniej do czasów kiedy to wymyślono majówkowe weekendowanie, nie zdarzyło się jeszcze abyśmy aż tak "nie-spędzali", tak "nie-celebrowali" tych świętych dla ludzkości dni.
(wyskrobuję resztki lodów z miseczki)
Gnijemy. Każdy na swój "wymyślny" sposób. Jedna udaje, że robi cokolwiek, druga podkołdrzanie zaległa, a ja ... a ja klepie byle co na klawiaturze w imię ... hmm ... (?). W sumie, jakby odsączyć całe to majówkowe zadęcie, to sobota-marzenie :))
Te jedenaście dni zlały się w jeden zbity solidny kawałek czasu, który przetoczył się przez nas, jak walec. Abstrahując od całego tego zamieszania z tym związanego, pomijając niezaprzeczalne, obiektywnie negatywne aspekty, jedno można zaliczyć na plus - była to taka mała próba generalna dla naszego rodzinnego teamu. Próba generalna, bo już meta rysuje się zdecydowanie wyraźnie i pozostała ostatnia prosta.
Hmm ...
Poza tym, to weekend dobiega końca. Niby jeszcze sobota, ale tak rozmemłana, że nawet potężna porcja śmietankowych lodów, duża kawa i "Pogromcy duchów" w TV, nie są w stanie rozhuśtać imprezowego nastroju. Zresztą temat jest o wiele szerszy, jak już o tym szczególnym weekendzie mówimy. Otóż majowy weekend, całkiem dobrze w kalendarzu wyglądający w tym roku, jest zupełnie bez jaj. Nie dość, że sytuacja ogólnoświatowa, narodowa, prywatno-rodzinna, zawodowa, zdrowotna, finansowa, społeczna i jaka by jeszcze nie inna, absolutnie nie sprzyja, to za oknem zimno, mokro i ciemnawo. Jak daleko pamięcią sięgam, a przynajmniej do czasów kiedy to wymyślono majówkowe weekendowanie, nie zdarzyło się jeszcze abyśmy aż tak "nie-spędzali", tak "nie-celebrowali" tych świętych dla ludzkości dni.
(wyskrobuję resztki lodów z miseczki)
Gnijemy. Każdy na swój "wymyślny" sposób. Jedna udaje, że robi cokolwiek, druga podkołdrzanie zaległa, a ja ... a ja klepie byle co na klawiaturze w imię ... hmm ... (?). W sumie, jakby odsączyć całe to majówkowe zadęcie, to sobota-marzenie :))
czwartek, 1 maja 2014
DEGUSTATOR - odsłona pierwsza
Oto się narodziła !!! - strona o "wodzie życia", uisge beatha.
Na początek tekst, który poczyniłem jakiś czas temu, na potrzeby pewnego towarzyskiego wydarzenia :)
Mam nadzieję, że pierwsza odsłona nie będzie ostatnią.
ZAPRASZAM NA STRONĘ DEGUSTATORA:
http://ravkoszpomojemu.blogspot.com/p/spotkania-z-whisky-whiskey-i-nie-tylko.html
Na początek tekst, który poczyniłem jakiś czas temu, na potrzeby pewnego towarzyskiego wydarzenia :)
Mam nadzieję, że pierwsza odsłona nie będzie ostatnią.
ZAPRASZAM NA STRONĘ DEGUSTATORA:
http://ravkoszpomojemu.blogspot.com/p/spotkania-z-whisky-whiskey-i-nie-tylko.html
Nie marudzić!
Od jakiegoś czasu kołacze mi się po głowie myśl, aby na łamach tego bloga otworzyć zakątek dla autorelacji z przeżyć z degustacji szlachetniejszych z braci trunków,a właściwie sióstr. Mam pomysł, mam chęci, jedynie jeszcze myśli trzeba zebrać, aby nie wypatroszyć tematu z całego smaku. Pytanie jeszcze takie jest, czy pamięć ma szlachetna, ale krótkotrwała, zachowała wspomnienia na tyle żywe i barwne, że można je przelać na papier (albo klawiaturę) bez obawy o merytoryczną i subiektywną wartość recenzji. Byłoby bowiem głupio ... się wygłupić. Hmm, ale kusi perspektywa opisania kilku gatunków whisky, które miałem okazję posmakować. Najlepiej byłoby powtórzyć degustację każdej bohaterki - ale to byłoby trudne ... choć - nomen omen - pociągające :))
A tak poza tym: mam nie marudzić - to nie będę.
Niespodziewanie całkiem, pośród zawieruch i zadymy maści wszelakiej, trafił się wieczór będący niespodzianką równie niespodziewaną, co miłą. Było mi tego trzeba. Od razu lepiej wszystko wygląda. Trzeba pomału przeciągnąć zgarbione plecy i szykować się do zbiorów. Soczyste owoce pomału dojrzewają, więc nie ma się co śpieszyć, żeby nadkwasoty sobie nie zafundować. Ale nie ma na co czekać i narzekać, tylko brać się do roboty.
Dłuuuuuugi weekend, dodatkowo przedpremierowo przedłużony. W sumie dziewięć dni, z małymi paprochami, ale nie bądźmy aż takimi radykałami :)) To, że w środku nocy klepię te słowa nie świadczy może o należytym wykorzystaniu wolnego na regenerację i ładowanie akumulatorów, ale z drugiej strony jeśli nie w takiej sytuacji, to kiedy wychędożyć noc bez konsekwencji w postaci mierżącego budzika, hę ? So, let it be!
A tak poza tym: mam nie marudzić - to nie będę.
Niespodziewanie całkiem, pośród zawieruch i zadymy maści wszelakiej, trafił się wieczór będący niespodzianką równie niespodziewaną, co miłą. Było mi tego trzeba. Od razu lepiej wszystko wygląda. Trzeba pomału przeciągnąć zgarbione plecy i szykować się do zbiorów. Soczyste owoce pomału dojrzewają, więc nie ma się co śpieszyć, żeby nadkwasoty sobie nie zafundować. Ale nie ma na co czekać i narzekać, tylko brać się do roboty.
Dłuuuuuugi weekend, dodatkowo przedpremierowo przedłużony. W sumie dziewięć dni, z małymi paprochami, ale nie bądźmy aż takimi radykałami :)) To, że w środku nocy klepię te słowa nie świadczy może o należytym wykorzystaniu wolnego na regenerację i ładowanie akumulatorów, ale z drugiej strony jeśli nie w takiej sytuacji, to kiedy wychędożyć noc bez konsekwencji w postaci mierżącego budzika, hę ? So, let it be!
Subskrybuj:
Posty (Atom)