Dzisiaj drugi raz je zobaczyłem. Jest bardzo charakterystyczne, bardzo czytelne, bardzo oczywiste. Tak jak zapachy towarzyszące nadciągającej jesieni, tak samo światło oświetlające jej drogę jest jedyne w swoim rodzaju. To co w innej porze roku jest ewenementem, osobliwością lub wyczekiwaną chwilą dnia, tak jesienią staje się normą. Miękkie, pastelowe, stonowane, bez ostrych cieni i mocnych kontrastów, malarskie i ciepło-chłodne, rysujące miękką kreską i wyciągające szczegóły dalekich planów, mrocznych zaułków, nadające plastykę dużym bryłom, odciążające je, nadające trójwymiar. Snujące się na falach mgieł, przebijające promieniami przez niskie chmury, wielowymiarowe, wielotonowe, o wielu odcieniach.
Jesień w wymiarze optycznym, opisanym fotograficznymi ramami, już jest. I nic jej nie powstrzyma. Gdybym tylko fotograficznie nawrócił się, to znośniej byłoby przyjąć tą jesień do świadomości. Bez aparatu w dłoni trudno ten stan rzeczy strawić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz