Niewłaściwie działająca wentylacja niechybnie daje znać, że gdzieś w sąsiedztwie pali się stuff. Nie powiem, że to kojarzy mi się z jesienią, ale słodki zapach miesza się z październikową mgłą, co już tworzy jakiś klimat. Może to i nietrafione skojarzenie, ale zapach zioła - jak by to nie zabrzmiało - dobrze mi się kojarzy, bo z latem, bo z wakacjami, bo z młodością. Pamiętam pewien wolno toczący się pociąg, gdzieś pomiędzy Chałupami, a Władysławowem, w którym tak było gęsto od ziołowego dymu, że skład kopcił otwartymi oknami, jak parowóz.
Tamte młodzieńcze, beztroskie dni już dawno umościły sobie wygodne leżę w najdalszym kącie pamięci. Teraz nie ma ni chwili czasu na sięgnięcie do dobrych wspomnień, ot tak, dla relaksu, a co dopiero na popuszczenie wodzy fantazji i rozpłynięcie się w podróży do czasów hen odległych ... tak bardzo, Staje się czymś naturalnym fakt ten kuriozalny, że aby usłyszeć własne myśli trzeba udać się w miejsce tak intymne i ciche, jak domowy kibel własny. Natomiast taplaniem się w luksusie jest kąpiel wanienna, bez piany, acz gorąca, gdy nad własnymi myślami można się pochylić i ze zdziwieniem usłyszeć, że coś tam w środku mówi do mnie głosem za dnia normalnie niesłyszalnym.
Królestwo za spokój!
Gdy po dniu orki, ośmiu godzinach biurowe szumu, beznadziejnej, permanentnej walce z wiatrakami wracam do domu, to jedyne czego bym pragnął, to ... cisza. Zwyczajna cisza. Bez krzyku, bez wycia, bez narzekania i jęczenia, bez podniesionych głosów, bez rwetesu głupoty i złego chichotu; po prostu ... cisza. Deficytowy towar. Cholernie banalny stan, tak niedoceniany, a smakuje jak najlepszy szampan.
http://youtu.be/ck6qA-Rmuso
OdpowiedzUsuń