Kto by się spodziewał? A właściwie, to niby dlaczego nie? Chociaż teraz to można kozaczyć, gdy Polska weszła do 1/8 Mistrzostw Europy. No pięknie się to ogląda, miło się identyfikować z drużyną, która kopie futbolówkę nie tylko nogą, ale przede wszystkim sercem. I można się zżymać na Milika, że tak się majta, na Lewandowskiego, że nie potrafi nic ustrzelić, ale serce rośnie gdy widać, że jako kolektyw grają, jak Pan Bóg przykazał. I choć dzisiaj przy karnych ze Szwajcarią miałem hercklekoty o częstotliwości i amplitudzie długodystansowca, to japa mi się się cieszy tak, że gdyby nie uszy, to bym się śmiał dookoła głowy. Brawo Nasi!
Nie tylko na francuskich boiskach jest gorąco. Czerwiec darzy nas upałami grubo ponad trzydziestkę celsjuszów. Ten tydzień był wyjątkowo ciepły i słoneczny. Cały ten skwar i napięcie zapisane w chmurach hen wysoko, dopiero dzisiaj zostało zlane gwałtowną ulewą z burzowym pomrukiwaniem. Ale to nie psuje całego obrazu czerwca o przepięknej gorącej aurze.
Sobotnia kartka juz odpadła z kalendarza, ale ja jeszcze mentalnie w niej tkwię. Mimo, że czasy takie, że sobota od paru miesięcy nie jest tak na prawdę dla mnie sobotą - z własnego wyboru zresztą - to jednak próbuję z niej wycisnąć co się da. A że weekendy mamy ostatnimi czasy obfite i nie nudzimy się wcale, a wcale, to trzeba umiejętnie gospodarować tymi nielicznymi godzinami. Nauczyliśmy się pakować nasze skrócone weekendy w skondensowane pastylki, które smakują nie gorzej niż standardowa porcja soboty z niedzielą. I to mi pasuje. Pogodziłem się z tym i nie ronię łez, nie mam z tym problemu - jest tak ,jak ma być. Zresztą po majowym szaleństwie w postaci dwóch długich weekendów - wyjazdowych! (Kudowa Zdr. i MB) - zaspokoiłem treściwie potrzebę celebracji końców tygodnia. Zresztą i czerwiec jest łaskawy, bo raz już w MB - krótko, bo bardzo krótko - byliśmy, a już za tydzień szykujemy się do powtórki z rozrywki, kto wie, może bardziej treściwej.
Co jeszcze ... ? Hmm, w Mordorze cholernie ciężkie tygodnie za mną, i raczej przede mną jeszcze też. Spalam się niesamowicie. Tak bardzo, że sam czuję swąd własnego wypalenia. Bardzo niedobrze to wszytko interpoluje na własne gniazdo - wiem, boleję nad tym. Mam jednak nadzieję, że to już ostatnie dni tak trudnego, niefartownego czasu w biurze, bo nie pamiętam takiego natłoku spraw qure***o beznadziejnych, z którymi walczę na co dzień. To musi się kiedyś skończyć. Gdyby nie to, to powiedziałbym, że coś drgnęła w dobrą stronę i nastroje i relacje w biurze ... jakby ewoluowały w dobrą stronę. Gdyby nie nakładać na to kalki makro-nastrojów mordoskich, to byłoby na prawdę spoko. Za miesiąc urlop. To mnie trzyma przy życiu.
Urlop. Czekam. Wyczekuję. Wypatruję. Boże! Jak mi się go chce ... !
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz