Pierwszy długi weekend, po pierwszym miesiącu pracy w "nowym świecie".
I jak? Hmm ... dobrze. Z mojego punktu widzenia... jest ok. Za mną 4 tygodnie, z których każdy kolejny jest mniej zaskakujący od poprzedniego, bardziej okiełznany, bardziej poukładany i "świadomy". O ile pierwsze dni byłem jeszcze nieco obok, o tyle teraz już ogarniam w miarę sprawnie wszystkie zawodowe nowości. Jak każde miejsce, tak i to ma swoje "bomby do rozbrojenia" i absurdy do zaorania - jest co robić, jest z czym się zmierzyć. Staram się już organizować wszystko "po mojemu", choć to dopiero początek. Zanim poznam każdego mojego "żółnierza" i optymalnie przegrupuję cały ten liczny batalion zgodnie z jego operacyjnymi możliwościami, to długo jeszcze. Postawiłem sobie jednak cel wprowadzenia nowej jakości do wszystkiego, co leży w moich kompetencjach i zadaniach. Daleka droga, wiem, ale w gdzieś tam szkicuję sobie w głowie, notuję w myślach, przemalowuję to i owo, ustawiam inaczej otaczająca mnie rzeczywistość.
Koniec miesiąca, koniec października. Za oknem pogoda, która optymistycznie nie nastraja. Ta jesień jak pięknie się zaczęła, tak samo energicznie wygasła. Od wielu już dni za oknem chłodno i "listopadowo", a słoneczne chwile są tak nieliczne.
Mało już biegam. Głównie przez pogodę. Nie mam się co tłumaczyć inaczej. Średnio przyjemnie jest moknąć i dać się wygwizdać przeszywającym wiatrom. Mimo to jestem na siebie zły. Szczególnie, gdy cotygodniowe ważenie pokazuje, że kilogramy mozolnie przyrastają i wszystkie kondycyjne wiosenno-letnie sukcesy pomału odchodzą w niepamięć. I nie wiem jak to powstrzymać ... skoro nie biegam; i żrę na dodatek, jakbym sadła na zimę potrzebował.
Poremontowy stan zawieszenia wciąż nas trzyma w garści. Niedokończone kąty proszą się o finalizację. Nie mam ochoty się do tego przyłożyć. Zresztą Najlepsza z Żon tez jakby odpuściła i nawet w nowe meble się jakoś przestała wprowadzać. Takie jakieś nas jesienne zmęczenie materiału dopadło.
Ale jest środek długiego weekendu! i tego się na razie trzymajmy :))
Fajnie, że piszesz. Domyślałem się tego, gdy pracowałem jeszcze w Stalkowencie. Korespondencja mailowa z Tobą dawała dużo przyjemności (bez nadinterpretacji proszę :)), bo zawsze dbałeś o to, żeby te maile były dobrze napisane. Blog ciekawy, czyta się przyjemnie. Będę wpadał częściej. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń