FOTOGRAFIA

FOTOGRAFIA
" Mój magiczny FOTO świat" - Zapraszam do oglądania świata subiektywnym okiem mojego obiektywu ...

niedziela, 26 lutego 2017

Fraszka na sen

Fraszka "Na sen"


Śnić snu sen
Śniłbym do woli
Gdyż snu wczesne zabranie
Tak sen, jak i mnie, boli

Tęsknota za snem do woli, jest tym bardziej dojmująca, gdy w pamięci nie znajdujesz wspomnienia, kiedy ostatni raz mogłeś się obudzić, a nie byłeś ... obudzony. Czekam na taki dzień kiedy Młody wreszcie pośpi dłużej niż potrzebuje, ... niż ja potrzebuję 😉


Nie-nastrój

Gdzieś pomiędzy siedemnastym, a trzydziesty szóstym zmywanym talerzem, mają doskonałą okazję przypałętać się myśli różne. A że niedziela, to myśli zazwyczaj mało optymistyczne, bo to i poniedziałek jutro, bo to i weekend dogorywa, bo za oknem na dodatek szaro i ponuro, no i garów do zmywania nie ubywa, a wręcz przeciwnie, jakby się mnożyły okupując krawędzie zlewu, jak lemingi szykujące się do skoku w spienione fale lekko-pół-gorących mydlin pachnących kwiatem pomarańczy z nutą granatu. Zdezelowana gąbka drze powierzchnię patelni, nieco mniej zawzięcie pucuje białe talerze, a o garze po rosole nie chce się na razie nawet myśleć.
Nie-nastrój mnie ogarnął w to niedzielne popołudnie. Egzystencjalny. Nie pierwszy raz zastanawiam się nad tym, jak ideał może się tak zdeidealizować. Wychowanie dzieci nie jest może banalne, ale przy dołożeniu odpowiednich starań niemożliwe do spaprania. Wygląda jednak na to, że w pewnym momencie (kiedy?) gdy zrywa się nić porozumienia międzypokoleniowego, które tak doskonale dotychczas (do kiedy?) funkcjonowało, jest wielkie zaskoczenie graniczące z niedowierzaniem. Czy to normalna kolej rzeczy, czy to zmęczenie materiału spowodowane ścieraniem się, dopasowywaniem, naginaniem, przeginaniem, dociskaniem, dokręcaniem, odpuszczaniem, dopieszczaniem, zdzieraniem ...? W każdym bądź razie bez ostrzeżenia coś, kiedyś strzela, coś się łamie, coś się psuje. Można by powiedzieć, że trzeba się tego spodziewać, że taka chwila musi nastąpić wcześniej czy później, ale może naiwność rodzicielska usypia? Bez przygotowania do tego trzeba toczyć partyzanckie potyczki, podjazdową wojnę, w której przecież nijak "wroga" skrzywdzić się nie chce, a jednak trzeba znaleźć się w tej nowej sytuacji, tak niekomfortowej, złej, przykrej. I tak płynie się na tej fali krzyku, pretensji, n-tych upomnień, napomnień, przypomnień. Przeciwnik odpowiada gradem kul, seriami ignorancji, sprzeciwu, olewania, grania na czas i wytacza działa załadowane brakiem szacunku i bezczelności. 
Jeśli rodzice sprawiają, że dzieci płaczą, to jacy są, kim są? Jednak gdy to rodzice płaczą z powodu dzieci, to co wtedy ...?

sobota, 25 lutego 2017

Sza!

Tak się porobiło, że końcówka tygodnia rozpieprzyła nam się niemożebnie. Jeszcze nie tak dawno myślałem, że sezonowe chorowania w tym roku nas się nie ima. A tu masz babo placek! Kompletnie zameldowaliśmy się na pokładzie statku ogarniętego zarazą. Wszyscy, w pełni, bez wyjątku, razy cztery. Ehhh ... I w całym tym nieszczęściu, które tragedią przecież aż tak dojmującą nie jest, najgorsze jest to, że najbardziej po dupie odczuwa się to chorowanie ... w portfelu. Nie od dzisiaj wiadomo, że chorować trzeba mieć za co. Takoż kurujemy się i przełykamy gorycz aptecznych rachunków. I złość mnie taka bierze, że ten haracz zapłacić muszę, bo o ile ja odkażę się szklaneczką whisky przepłukując sterane gardziołko, to dzieciom przecież syrop i inne prochy trzeba kupić. Trzeba? Chyba trzeba. Nie do końca to takie pewne, bo Najmłodszego diagnozę wczoraj przez lekarkę postawioną, na własny koszt (za polskie własne złote) zweryfikowaliśmy i wyszło na to, że gówno prawda, że młody powinien brać końsko ciężki antybiotyk zapisany przez panią doktor, na podstawie dokładnej analizy stanu gardła, która trwała ok 678 milisekund, nie dłużej. Ręce opadają ...
No ale dobra, dość o chorowaniu w tak chorym stylu. Może trochę o pogodzie, tak z czysto kronikarskiej powinności. Luty jakby w końcu odpuścił. Temperatury znośne (wiatry nieco mniej) i pierwszy tegoroczny deszcz, który spadł w piątek tydzień temu nazad. Co prawda w nocy i nad ranem jeszcze zdarza się mrozik, a dzisiaj rano nieco białego marasu leżało za oknem, to jednak wszystko wskazuje na to, że idzie ku lepszemu. Były już takie fajne dni, że natchnęły mnie do wzucia trampek by rozpocząć nowy sezon biegowy. Było fajnie. Ale mocy to mi brak 😋. Przyszły tydzień ma być już z dwucyfrowymi temperaturami bez żadnej łachy podawanymi przez niebiosa.
Co jeszcze? Hmm ... Ostatnio sporo pracy, bo miesiąc jakiś taki nieposkładany, więc ciut bardziej zmęczony jestem. Ale przyświeca mi myśl, że lada chwila, a będę pomykał przez pola i lasy po jasnoku, a to perspektywa bardzo optymistyczna. 
W domu bez większych zawirowań, jeśli nie liczyć permanentnej wojny pokoleniowej. Gdyby nie ta nieplanowana chorobliwość ekipy, to nie byłoby zupełnie o czym wspominać. Dzisiaj ostatnia sobota karnawału. Pobalować nie pobalujemy, bo pod w sumie jednak jakieś tam medykamenty, trudno polewać i tańcować. Posiedzimy więc sobie ... ot tak ...  posiedzimy, może poleżymy. Najmłodszy śpi, Pierworodna jeszcze nie, ale jak jedno z nich wyłączone, to jest cisza, więc młody jeszcze wieczór zapowiada się całkiem sympatycznie. W TV "Django", w szklaneczce kropelka czegoś dobrego, a w perspektywie jeszcze kilka godzin ciszy przed snem. Ciszy? Taaaaaak. Czasami cisza jest nie do przecenienia atrakcyjnym towarem, gdy ma się dwoje pełnych życia i mega energii latorośli, które splatają się w nieprzerwanej walce o wszystko i nic. Tak więc cisza jest tym, co Starzy hołubią, obdarzają niesamowitą estymą i najeść się jej do syta nie  mogą. 
A więc .... Sza! ... w tą karnawałową sobotę.

sobota, 11 lutego 2017

Piętno

Deprecjonować można właściwie wszystko. Czasami to proces zupełnie naturalny, będący dewaluacją zgranych już przekonań, wartości, postaw czy rzeczy materialnych. Czasami jednak to los, lub człowiek jest sprawcą piętna, jakie przykleja się do tego czy owego.
Jeszcze nie tak dawno (a myślę że i nadal) trzeba było być niezłym hardcorem, albo nie kochać swego syna, aby nadać mu miano Adolf. Wiadomo. Jeden taki z małym wąsem pod nosem niejako nasrał sobą tak skutecznie na to imię, że na długi czas było passè. Albo coś z własnego podwórka, świeżynka niemalże. Teraz trzeba być kozakiem, żeby dać na imię Jarosław, które nie ma najlepszych notowań przez wiadomo kogo. Tak samo bliskie każdemu z nas nazwisko. Hitler - masakra. Ale niektórzy noszący, wszak bardzo eleganckie, nazwisko Kaczyński, też niejeden raz pewnie pochylają głowę w niezasłużonym zażenowaniu.
Idź my dalej, w nieco innym kierunku. BMW. Fajna marka? Fajna. Ale w Polsce chcą mieć wypasione BMW trzeba zmierzyć się z piętnem, jakie nadali tym brykom tacy jedni co to im karku brak, jakieś dziary byle-jakie mają, a w eleganckie spodnie nie wchodzą, to w dresach łażą. Jak już jesteśmy przy spodniach. Adidas też ma trochę przewalone. Spodnie z paskami po boku? Hmm ... Tak, ale raczej w zaciszu domowym, no i na boisku. Broń boże, na ulicy.
No a z świata przyrody przykłady? Proszę bardzo. Co komu zawinił świnie czy osły, że tak nieatrakcyjnie się kojarzą, he? A brzoza? Ta to dopiero ma przechlapane. Od czasu pewnego wypadku lotniczego, to nie mają lekko. A teraz za czasów rządów środowiskiem niejakiego "inaczej inteligentnego" ministra środowiska, to nic jeno pakować w troki biało-czarne pniaki i spierniczać, gdzie pieprz rośnie.
A miejsca. Radom, Sosnowiec, Pcim ... Czy zasłużyły sobie na to, ze ludziska drą z nich łacha? Pewnie nie. Chociaż Sosnowiec, to może trochę ... 😉
Wesołego weekendu! 😃