Ta chwila, kiedy prawie trzyletni Grzdyl, moszcząc się w łóżku przed snem, splata ręce za głową i wyciągnąwszy się na wznak, wzdycha tymi oto słowami: "Tato, miałem piękny dzień!".
Wszystko mija. Cała zła energia, ile by jej nie było, znika jak zdmuchnięty ze stołu kurz, a wzburzone fale wygładzają się w lustrzaną taflę wody. Czasami wystarczy jedno zdanie, żeby uratować "dla mnie też niezbyt łaskawy był dzień".
czwartek, 20 kwietnia 2017
sobota, 15 kwietnia 2017
Boży gniew i inne egzystencjalne wątpliwości ery tańca na szmacie
Święta !!!!!!!! Wreszcie! Ale czy ja już wspominałem, że nie znoszę świąt wszelakiej maści? Nie? Tak? Chyba tak. W każdym bądź razie - podtrzymuję. Jeśli bowiem w imię "świętowania" przez dwa dni, a właściwie jeden dzień - bo kto zważa na ten drugi - odbywa się odchamianie chaty w trybie przyspieszonym, "bo święta" (sic!), to wykonując piruety na ścierce pucującej panele w kolorze ...hmm... nie pamiętam miana... jawią się w mej głowie pytania tyleż buńczuczne, co zastanawiające.
Czy boży gniew jest taką samą słabością, jak ten mój z którego przynajmniej dwa razy do roku się tłumaczę? No bo skoro ja, mimo że maluczki, jednak na jego obraz, to chyba nasze gniewy są niejako spowinowacone, hę? Skoro jednak On doskonały, to czy wypada mu się gniewać. Co innego ja, pełen słabości, mały furiat, którego rozwścieczenie to zadanie wcale niewyszukane, a gromy którymi szastam wokoło siebie są li tylko krzesaniem zimnych, nieszkodliwych iskier..
Albo czy krzykiem wymuszanie na dziecku, aby przestało krzyczeć? Qwa, coś tu nie sztymuje. Zwalczać coś tym samym? Niby tak, ale gdy się tak zastanowić, to absurd przyjętej metody powala na asfalt. A, że przedświąteczna sobota, mus sprzątania, i te sprawy, to okazji do domowej chryi jest co nie miara.
No a pytanie czy królik moczony w maślance skruszałby tak samo skutecznie, jak w kwaśnym mleku? Pytanie Wielkanocne, jak najbardziej na miejscu przecież. Czy uszaty potwór przetrzymałby taki półśrodek? Nie dowiemy się latoś, ale przecież istota Wielkanocnego udanego ucztowania mogłaby zawisnąć na przysłowiowym włosku! Grunt, że z kuchennego piekarnika snuje się niemal namacalny, rozbrajający, podniecający aromat piekącej się kicającej bestii.
Kurcze! Ile to egzystencjalnych pytań rodzi się we łbie upieszczonym łykiem uisge beatha. Ale nie ma co wywlekać trudnych kwestii w ten przedłużony miło weekend. Tak oto wiec pozwolę sobie w tym miejscu życzyć Wszem i wobec WESOŁYCH ŚWIĄT! Czy je kochacie, czy nienawidzicie, to niech to będzie ... dobry czas.
Czy boży gniew jest taką samą słabością, jak ten mój z którego przynajmniej dwa razy do roku się tłumaczę? No bo skoro ja, mimo że maluczki, jednak na jego obraz, to chyba nasze gniewy są niejako spowinowacone, hę? Skoro jednak On doskonały, to czy wypada mu się gniewać. Co innego ja, pełen słabości, mały furiat, którego rozwścieczenie to zadanie wcale niewyszukane, a gromy którymi szastam wokoło siebie są li tylko krzesaniem zimnych, nieszkodliwych iskier..
Albo czy krzykiem wymuszanie na dziecku, aby przestało krzyczeć? Qwa, coś tu nie sztymuje. Zwalczać coś tym samym? Niby tak, ale gdy się tak zastanowić, to absurd przyjętej metody powala na asfalt. A, że przedświąteczna sobota, mus sprzątania, i te sprawy, to okazji do domowej chryi jest co nie miara.
No a pytanie czy królik moczony w maślance skruszałby tak samo skutecznie, jak w kwaśnym mleku? Pytanie Wielkanocne, jak najbardziej na miejscu przecież. Czy uszaty potwór przetrzymałby taki półśrodek? Nie dowiemy się latoś, ale przecież istota Wielkanocnego udanego ucztowania mogłaby zawisnąć na przysłowiowym włosku! Grunt, że z kuchennego piekarnika snuje się niemal namacalny, rozbrajający, podniecający aromat piekącej się kicającej bestii.
Kurcze! Ile to egzystencjalnych pytań rodzi się we łbie upieszczonym łykiem uisge beatha. Ale nie ma co wywlekać trudnych kwestii w ten przedłużony miło weekend. Tak oto wiec pozwolę sobie w tym miejscu życzyć Wszem i wobec WESOŁYCH ŚWIĄT! Czy je kochacie, czy nienawidzicie, to niech to będzie ... dobry czas.
niedziela, 2 kwietnia 2017
Pięknie!
Ciepło. Słonecznie. Pięknie. Dwa weekendowe dni były pogodowo rewelacyjne. I pal licho, że jutro już tak nie będzie. Tym razem, nie wiedzieć czemu, właśnie weekend obdarował świat piękną pogodą. I wykorzystaliśmy to na maxa.
Wczoraj i bieganie przedpołudniowe, i zabawa z Młodym na świeżym powietrzu, i nawet wieczorna "wyprawa" do sklepu po "niezbędne zakupy" wpisała się w ten pachnący słońcem dzień. Co do porannego biegania, to machnąłem sobie 12,5 km w tempie niezbyt rewelacyjnym. Bieganie z hamującym wiatrem i słońcem prosto w pysk, nie jest najłatwiejszym zadaniem. A tak wczoraj było. Poza tym, zdecydowanie muszę zrzucić kilka kg, bo męczy mnie ten balast do taszczenia ze sobą.
Dzisiaj znowu słońce i temperatura w okolicach 24 st.C nie pozwoliła nam zostać w domu. Szybko, jak tylko się da, niedzielny obiad i... kierunek nasze ZOO. Podobnie, jak my, zrobiło około pół Śląska - dawno takich tłumów nie widziałem w chorzowskim ZOO. No i pięknie. Łyżką dziegciu w tej bezce miodu, jest fakt, że zwierząt jeszcze niewiele, ba, ze świecą ich szukać. Wiem, nasze ZOO już lata temu straciło kontakt z czołówka tego typu instytucji, a jeździ się tam tylko dla sentymentu. Nie mogę jednak pojąć polityki zarządcy, który od 1-go kwietnia winduje ceny o kilkadziesiąt procent, że niby to sezon się zaczął. Pozostaje pytanie: na jakiej podstawie ogłaszają sezon, skoro na wybiegach go nie widać. Rozumiem, ze niektóre zwierzęta jeszcze nie mogą być wypuszczone, ale to w takim razie niech nie rżną na kasę !!! Czuję się deczko oszukany. Grunt, że dzieciom się podobało. Choć nie można było wytłumaczyć Karolowi, dlaczego nie widział niedźwiedzi - im też za zimno ???
Wczoraj i bieganie przedpołudniowe, i zabawa z Młodym na świeżym powietrzu, i nawet wieczorna "wyprawa" do sklepu po "niezbędne zakupy" wpisała się w ten pachnący słońcem dzień. Co do porannego biegania, to machnąłem sobie 12,5 km w tempie niezbyt rewelacyjnym. Bieganie z hamującym wiatrem i słońcem prosto w pysk, nie jest najłatwiejszym zadaniem. A tak wczoraj było. Poza tym, zdecydowanie muszę zrzucić kilka kg, bo męczy mnie ten balast do taszczenia ze sobą.
Dzisiaj znowu słońce i temperatura w okolicach 24 st.C nie pozwoliła nam zostać w domu. Szybko, jak tylko się da, niedzielny obiad i... kierunek nasze ZOO. Podobnie, jak my, zrobiło około pół Śląska - dawno takich tłumów nie widziałem w chorzowskim ZOO. No i pięknie. Łyżką dziegciu w tej bezce miodu, jest fakt, że zwierząt jeszcze niewiele, ba, ze świecą ich szukać. Wiem, nasze ZOO już lata temu straciło kontakt z czołówka tego typu instytucji, a jeździ się tam tylko dla sentymentu. Nie mogę jednak pojąć polityki zarządcy, który od 1-go kwietnia winduje ceny o kilkadziesiąt procent, że niby to sezon się zaczął. Pozostaje pytanie: na jakiej podstawie ogłaszają sezon, skoro na wybiegach go nie widać. Rozumiem, ze niektóre zwierzęta jeszcze nie mogą być wypuszczone, ale to w takim razie niech nie rżną na kasę !!! Czuję się deczko oszukany. Grunt, że dzieciom się podobało. Choć nie można było wytłumaczyć Karolowi, dlaczego nie widział niedźwiedzi - im też za zimno ???
Subskrybuj:
Posty (Atom)