Chleb? Nic prostszego. Przecież prawdziwy chleb to tylko trzy składniki: mąka, woda i odrobina soli. Nic więcej. Ale podobnie, jak z piwem, które również składa się tylko z trzech składników, diabeł tkwi w szczegółach. Gdyby rzeczywiście zrobienie chleba było takie banalne, tak proste i tak schematyczne, to chleb chlebowi byłby równy i nie byłby naznaczony swoim świętym mitem.
Od blisko dwóch miesięcy mierzę się z pieczeniem chleba. I po tym czasie już wiem, że upieczenie dwóch podobnych chlebów z tej samej mąki, z tego samego przepisu, to sprawa nie prosta. Pieczenie chleba ma w sobie coś ze sztuki. W wąskim marginesie środków, jaki jest do wykorzystania, okazuje się być szeroki wachlarz możliwości. Wystarczy mgnienie oka, ledwo dostrzegalny gest, by kolejny bochenek domowego chleba był zupełnie inny od poprzedniego. Nie zrobiłem dwóch, nawet podobnych do siebie, a co dopiero mówić o powtarzalności. Wiem, wiem, to dopiero dziesięć prób, udanych, lub mniej, i wyciąganie jakichkolwiek wniosków jest przedwczesne, a podsumowywanie - wręcz niepoważne. Natomiast coś mi już tam zaczyna układać się w większą, uporządkowaną całość. Arkana sztuki, jakby mi jeszcze obcej, zgłębiam zaciekle, choć ... z wrodzoną sobie przekorą. Raz się to opłaca, innym razem dostaję po łapach za niefrasobliwość. Ale zapach, absolutnie każdego, wyciąganego z pieca gorącego chleba, jest niepowtarzalny. Tak samo, jak melodia krojonej chrupiącej skórki, którą można przyrównać do najpiękniejszych dźwięków świata, takich jak szum fal, śpiew ptaków, czy nawet do dźwięku pękających kostek lodu zalewanych złotą whisky.
Jestem w drodze. Bardzo pięknej drodze. Na ile wystarczy mi zaparcia w zgłębianiu tajników chleba, tego nie wiem. Ale mam nadzieję, że za którymś razem wyciągnę z piekarnika ten pierwszy, idealny, bez zarzutu. Na razie doskonale się tym bawię. I w tym upatruję sukcesu, który nadejść musi.
1:19 ... gdzieś pomiędzy sobotą, a niedzielą.
Kurczowo trzymam się dnia. Nie daję wygrać nocy. Do finiszu długiego czerwcowego weekendu pozostał jeden krok. Nie chcę go zrobić. Choć to krok nieuchronny, wstrzymuję go z całych sił. Bo nie chcę. Może dlatego, że to długi weekend, który uciekł zbyt szybko. Może dlatego, że był słodko leniwy; aż nadto leniwy. Z jednej strony poddaję się tej błogiej niemocy, a z drugiej zawsze mi żal, że zmarnowałem czas.
Jestem zmęczony. Już odliczam dni do lata; do urlopu. Nie planuję, nie tworzę scenariuszy- jedynie wypatruję, wsłuchuję się w niesłyszalne jeszcze. Potrzebuję odciąć się od codzienności. Chce mi się ciszy i niemyślenia.
W szczenięcych latach biegaliśmy z kolegami po budowach bloków z wielkiej płyty i zabijaliśmy wyimaginowanych szkopów, zrodzonych wyobraźnią szczutą czterema pancernymi i psem. Niewiele później, za czasów "Plutonu" przedzieraliśmy się przez nieskończoną dżunglę kukurydzianych pól i rozwalaliśmy żółtków granatami z kolb kukurydzy. Niejeden wracał do domu z podbitym okiem, gdy "odłamki" granatu poleciały w stronę nieprzewidzianą. Jakby nie było, była to zabawa jeśli nawet nosząca znamiona agresji, to jednak zbudowanej na filmowej - jakby nie było - malowniczej dla dzieciaków fikcji. Zarówno "szkopów", jak i "żółtków" nie darzyliśmy nienawiścią, raczej przypisywaliśmy sobie role bardziej szlachetne, prawe, bohaterskie - tak, jak w zabawie w Indian i "kombojów".
Minęło jedno pokolenie i ...
Budując z dzieciakami szkołę z klocków, nagle pojawia się motyw ... zamachu terrorystycznego (!). Serio! Oto kolorową szkodę chcą "rozwalić" terroryści. Brrrr ... Skóra cierpnie na plecach, gdy uzmysłowimy sobie skąd taki pomysł w smarkaczych głowach. W zabawę dzieci wkracza rzeczywistość rodem z TV. Nawet jeśli to jakiś rykoszet tej rzeczywistości, która na co dzień nie trafia do młodych głów, to jednak najwidoczniej te odłamki ranią. Tym razem w zabawie nie pojawia się kolorowy wróg klasowy, znany li tylko z filmu, czy historyczny ciemiężca bez współczesnych konotacji. Brudna rzeczywistość wkracza z buciorami w dziecięcą zabawę. Tylko czekać, jak pojawi się zestaw klocków lego w serii, nie o zwierzętach, nie o pojazdach, a o zwalczaniu islamskich bojowników.