FOTOGRAFIA

FOTOGRAFIA
" Mój magiczny FOTO świat" - Zapraszam do oglądania świata subiektywnym okiem mojego obiektywu ...

sobota, 28 października 2017

Bo C mi brakuje

Nie piszę, bo nie mam na to czasu. Nie piszę bo nie mam ochoty, bo mnie jesienny blues dopadł. Ale nie pisze też, bo brakuje mi "C" i "V". Zwłaszcza "C". A to już powód dosyć obiektywny. Bo tak samo ciulato bez "c" pisze się "koCham", jak i "fuCk". Niezmiennie brak tego klawisza w klawiaturze, skwapliwie wydłubanego prze imć Carlito, napawa moi niechęcią do pisania. Dłubanie za każdym razem owego "c" w sposób uwłaczający radości z korzystania z klawiatury, nie jest może tragedią, ale szczęściem też nie. To tyle jeśli chodzi o próbę rezolutnego wytłumaczenia swojego "twórczego lenistwa". 
No to co tam? Ano jesień. Popadłem w melancholiję przeogromną. Jest zimno, mokro, ciemno. Młody odchorowywuje zderzenie z przedszkolną zarazą. Mnie też wciąż i niezmiennie toczy jakiś robal infekcyjny, który odarł mnie z sił i chęci do czegokolwiek. Od dwóch już miesięcy nie biegam (!), serotoniny brak, a i wypalić złej energii też nie ma jak. Buty to już chyba trzeba na kołek odwiesić i sezon podsumować. Szczerze mówiąc, to już nie mam ochoty. Może gdy w końcu się wykuruję do reszty, to wybiegnę jeszcze na jakiś trening, ale ...
Kilka optymistycznych dni października też jednak było. Weekendowy wyjazd do Kielc, czy nadspodziewanie udana delegacja, tchnęły nieco ciepła w mę skołataną słotą duszę. Kolory jesieni, te dobre, zmywa deszcz. I nikt nie zaprzeczy, nikt przy zdrowych zmysłach, że w tym roku jesień dała dupy jak rzadko. Bo ileż było dni, kiedy można się było pocieszyć słońcem i kolorami...?
No i te chorowanie. Nie, nie moje, bo to ch**. Jest rzeczą niezmienną natomiast, że nie jestem w stanie stanąć w obliczu choroby dzieci, twarzą w twarz z problemem. Tak było z Pierworodną, tak jest współcześnie z Młodym. Sytuacja mnie rozwala. I nie musi się dziać wiele, i bardzo źle, żebym utracił wszelaki rezon. O ile moja codzienność składa się z rozwiązywania problemów i eksterminacji zagrożeń, o tyle dla chorowania dzieci brakuje mi twardej skóry na dupie. Tak mam.
Za oknem chwilowo nie leje. Nadciąga za to jakiś pieprzony, kolejny w sezonie, huragan. Miano jego "Grzegorz". Znowu będzie wiało. Problemu z pogodą stały się jakimś kolejnym nowym problemem w katalogu rzeczy upierdliwych. No bo czy kiedyś trzeba się było przejmować pogodą? A tu masz! Nawet zastanawiać się trzeba gdzie auto postawić, żeby go jakieś nieprzystosowane do życia w tym klimacie drzewo, nie wcisnęło w asfalt. No a w erze Nocnej Furii, temat jest szczególnie drażliwy. 
Robi się z dnia na dzień zimniej. TV straszy pierwszym śniegiem w naszej krainie. Ponoć Wszystkich Świętych ma by zimne i ze sporą szansą na pierwszy biały syfek z nieba. Dobrze, że opony zimowe mam już założone. Natomiast dopiero dzisiaj niesiony falą pesymizmu pogodowego wrzuciłem do pralki czapki, szale i rękawiczki. Zima idzie Panie, zima idzie. Może to i dobrze. Nawet bym się cieszył, gdyby w listopadzie spadł śnieg. Wcale nie ma ochoty oglądać tego szarego szarego syfu, wolę już biały. 

Tymczasem we wszechświecie i okolicy:
- ON na stacjach, ogónie uznanych za te lepsze, po ok 4,34 PLN/L
- kostka masła po ok 6 PLN (!), czyli w cenie krewetek :)
- jaja drożeją, bo podobno Niemcy wykupują :))
- polityczna rozpierducha "dobrej zmiany" nadal ma się dobrze

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz