FOTOGRAFIA

FOTOGRAFIA
" Mój magiczny FOTO świat" - Zapraszam do oglądania świata subiektywnym okiem mojego obiektywu ...

niedziela, 28 marca 2021

Kozi róg

Daliśmy się zapędzić w kozi róg. My ludzie, my świat. Kawał roku 2021 za nami i  "świętowaliśmy" już hucznie rocznicę zamknięcia świata. Gorzką rocznicę. Jak to się stało, że aż tak głęboko wleźliśmy w te chaszcze, że teraz nie potrafimy się wycofać? Bo tak to wygląda. Abstrahując od realiów wszystkiego tego co tak przygięło nam karki, wokół realnego problemu narósł tak niesamowicie napompowany balon niejasności, wątpliwości, obaw, strachu, niepewności, sprzeciwu, żalu i czego tam jeszcze, którego nijak nie da się przekłuć. Nie da się…? A może jednak da się przeciąć ten wrzód, wycisnąć ropę i zacząć leczyć ranę celnie zadaną zanim sczeźniemy do reszty. Już teraz, mimo że na razie wszystko wygląda źle.

Społeczna izolacja. Jest sytuacją bez precedensu, jak drastycznie zerwane zostały więzi pomiędzy ludźmi. Nie tylko kontakty ze znajomymi, nie tylko masowe, wspólne przeżywanie wydarzeń kulturalnych czy sportowych, ale także więzi rodzinne czy przyjacielskie. Te które były z natury wątłe i niepielęgnowane zupełnie się pozrywały, te które były silne, lub takimi były postrzegane, rozluźniły się. Pewnie w wielu przypadkach nastąpiła mimowolna weryfikacja ich wag. Sam po sobie widzę – choć ze względu na moje aspołeczne zimne oblicze nie jestem reprezentatywnym przykładem – że tak właśnie jest. Z drugiej strony – i znowu nie pasuje to do mnie – ten chory rok sprawił, że poczułem realny brak tych kontaktów z najbliższymi, nawet w tak nikłym standardowym dla mnie wymiarze, który zaspokajał dotąd potrzeby bycia z innymi. Boże Narodzenie, Sylwester, Nowy Rok, a zaraz kolejna Wielkanoc. Tak inne niż zwykle. W gronie zawężonym do minimum. To trochę smutne. Mimo, że nigdy - przynajmniej od kiedy jestem dużym chłopcem - nie przepadałem za celebrowaniem świąt jakichkolwiek, to gdzieś tam w środku czuję żal, że i tym razem będzie inaczej. Oczywiście mógłbym powiedzieć „pierdolę!” i zrzucić nałożone (i wziętych na siebie samemu też) kajdany i udawać, że choć w części jest po staremu, ale uwzględniając uczucia innych i obiektywne ograniczenia, nie widzę w tym ani sensu, ani przyjemności jako takiej.

Jestem zmęczony. Mam nadwagę, dorobiłem się obfitego tatuśkowego brzuszyska. Nie mam ochoty. Mam obawy. Gorzej sypiam. Mimo to nie zarzuciłem myśli o odrodzeniu się w lepszych czasach. Bez nadziei na lepsze jutro to pozostałoby mi wpełznąć do butelki whisky albo wleźć pod koc i wcisnąć się w najdalszy kąt. Ale wezmę się ze siebie! Świat zaczyna pachnieć wiosną po niespotykanie, w ostatnich latach, długiej zimie. Co prawda z bieganiem na razie (z powodu kapryśnej pogody) dwukrotny falstart, ale już na dniach mam zamiar wytargać rower po zimowej przerwie. Tymczasem pozostaję ze swoimi mało kolorowymi myślami i gdzieś tam za horyzontem różowiejącą łuną wyczekiwania lepszych czasów. Byle do wiosny! – ten optymistyczny zaśpiew niesie w sobie cały optymizm, jaki gdzieś tam w sobie (mimo wszystko) mam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz