Tak nawiązując do rozmowy wspominkowej, która odbyła się dnia poprzedniego w biurze.
Dawno, dawno temu, kiedy to zawitałem do instytucji mnie żywiącej i do grobu jednocześnie wpędzającej, czasy były zupełnie nieprzystające do obecnych. Pomijając już aspekty natury kulturalno-obyczajowe, moralne, charakter relacji personalnych itp., to co było zupełnie inne, to technologia, jak była na podorędziu pracownika działu, w którym zakotwiczyłem. Właśnie o tej technicznej, technologicznej stronie pracy chciałem słów kilka złożyć w wypowiedź tyleż wesołą, co sentymentalną.
W czasach, gdy status twój kształtuje wielkość mejlowej codziennej porcji, gdy to elektroniczna poczta jest najważniejszym, niezbędnym, i nadrzędnym nawet dla systemu ERP narzędziem; gdy codzienne mejle nie liczy się na sztuki, tylko na tuziny, kopy, mendle i setki, wspomnienie nie tak odległej przeszłości w tym aspekcie, jest wręcz do rozpuku śmieszne.
Otóż kiedy zostałem zatrudniony, w całym dziale komputeryzacja była jeszcze w powijakach. Dział współpracujący z zewnętrznymi podmiotami nie używał poczty elektronicznej (!). Serio! :) Tym większym było zaszczytem zainstalowanie na stanowisku pracy ... komputera, który miał między innymi pozwolić na wdrożenie magicznej technologii poczty elektronicznej. Zaszczytu doznałem. Jeden, wspólny dla całego działu adres mejlowy obsługiwałem więc ja. No i jak to wyglądało? Nie mieliśmy jeszcze oczywiście wszechwielkiego Lotusa od IBM, więc w outlooku najzwyczajniejszym zaszyta była nasza działowa poczta. I tak, raz dziennie, po przyjściu do pracy sprawdzałem, czy aby ktoś coś do nas nie wysłał. Przeważnie nie :)) Potem wyłączałem pocztę i wracał do niej nazajutrz :) Taki był ruch w sieci !
Teraz połowę energii życiowej marnujemy na czytanie najczęściej bezwartościowej poczty i pisanie równie mało produktywnych mejli w drugą stronę. Ale takie czasy - poczta rulez! Ileż by wszyscy skorzystali na tym, gdyby nie trzeba marnować energii na przetwarzanie i tworzenie tego spamu ... Ech ... Marzenie. Sądzę, że jakby jakiś kataklizm nagle rozpierniczył w drobny mak ten system krycia własnej dupy i wypychanie od siebie odpowiedzialności, oparty na zasadzie "pisałem, wysłałem, przesłałem przecież do ..., informowałem, że ...", to nagle okazałoby się, że jest czas na wszystko to ważne, na co nie ma czasu ... bo jest "poczta do obrobienia". To taka korporacyjna utopia, nawet nie science fiction, ale ... hmm ... mogłoby być ciekawie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz