FOTOGRAFIA

FOTOGRAFIA
" Mój magiczny FOTO świat" - Zapraszam do oglądania świata subiektywnym okiem mojego obiektywu ...

niedziela, 7 lutego 2016

Chillout

O! ............... ale niedziela!
Słońce, przez otwarte okno wpada rześkie powietrze o zapachu wiosny. Do wiosny daleko, a nad głową cały czas wisi topór lutowych mrozów, które będą, albo nie ... kto wie, ale coś już optymistycznego krąży nad głowami.
Poobiednie. W TV jakoś nie mogą się zebrać do skakania na nartach, bo w Norwegii wiatry, mgły, i ogólnie rzecz biorąc syf pogodowy. Stopy mi zmarzły, bo od rana nie wzułem na nie ni skarpet, ni czegokolwiek innego - cały czas jestem w statusie "dopiero co przebudzony".Na grzbiecie jeno ciepły polar, bo ta rześkość z otwartego okna jednak po nerach ciągnie.
Niedzielne rozpasanie. Lenistwo do cna. Chillout totalny.
Jeszcze rano, zanim stanąłem przy garach niedzielnego gotowania, miałem w zamiarze popołudniowy spacer pełno-rodzinny. Teraz mi już przeszło. Zresztą połowa składu ucina właśnie poobiednią drzemkę, 1/4 szykuje się do szkoły, a ja podwinąwszy zziębnięte stopy pod siebie zastanawiam się, jak tu samą siłą woli sprawić, by czajnik sam postawił się na gazie i uwarzył wody na kawę. 
Za mną ciężki tydzień w pracy. Na okrasę we wtorek niezbyt planowany wyjazd w okolice Wrocławia, co z jednej strony urozmaiciło codzienną orkę, z drugiej jednak zagęściło mi mnogość spraw wszelakich do załatwienia w uszczuplonej liczbie roboczogodzin. Ostatnimi czasy nic jakoś nie idzie właściwymi torami, wszystko się pieprzy, za wszystkim trzeba ganiać i ogarniać kolejne kłopoty. Wysysa to ze mnie siły. Poza satysfakcją wygranych potyczek, pozostaje zmęczenie w skali ponadprzeciętnej. Mimo iż od świątecznej pauzy nie minęło aż tak wiele czasu, to już tęskno mi do jakiegoś momentu oddechu. Gdzieś tam za odległym horyzontem majaczy już letni wypoczynek, zaklepany domek w naszym prywatnym raju nad zimnym Bałtykiem, ale do tego jeszcze wiele, wiele dni. Przyszłemu weekendowi planujemy nadać nieco kolorytu, pomału planujemy i już chyba nic tego nie odwróci, ale na razie jeszcze o tym sza! 
Niepokoi mnie to, że czajnik nadal nie ruszył tyłka w kierunku kuchenki. Widocznie siła mej woli zbyt mała, aby kawa zrobiła się sama. Mimo iż próbowałem użyć mocy, to stalowy baniak dalej gwiżdże na to gwizdkiem. Będzie trzeba się ruszyć i pląsać gołymi stopami z jednej bladoniebieskiej kafli, na drugą, aż do pieca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz