FOTOGRAFIA

FOTOGRAFIA
" Mój magiczny FOTO świat" - Zapraszam do oglądania świata subiektywnym okiem mojego obiektywu ...

sobota, 28 maja 2016

I tylko w gwiazdy nie patrzałem

I tylko w gwiazdy nie patrzałem.
Ale tego już nie nadrobię, bo noc tak ciemna i gęsta, że nożem można kroić. To jedyne czego zabraknie, żeby dopiąć ten wyjazd do końca. Ale poza tym ... wszystko. Niczego nie żałuję, niczego nie przeoczyłem. No może poza tymi gwiazdami ...
Weekend bez żadnej skazy. Wycyckany do cna.








czwartek, 26 maja 2016

Nadspodziewany długi weekend

Nie powiem, że nie. Maj jest dla mnie łaskawy bardzo. Apogeum tego dobrego, to właśnie trwający, drugi już w tym miesiącu, długi weekend. Darzy mi się tak, że aż niepojęta ta łaskawość losu i kalendarza.
Wieczór. Słońce już zaszło za góry, jeszcze jasno, jeszcze wieczór młody, ale od jeziora ciągnie już rześka bryza. Po dniu, który rozkręcał się dosyć ospale, ale skutecznie, nadchodzi noc w dolinie. Tylko ptasie trele o nasileniu wręcz operowym, bronią jeszcze dnia. Dogasa, mrugając czerwonymi skrami rozgrzanych węgli, zmęczony grill. Najadł nas dzisiaj obficie. To jeszcze nie koniec, bo każda godzina snu wykrada cenny weekendowy czas w górach, ale pomalutku cichnie świąteczny czwartek. Trzeba jeno wyciągnąć z niego jeszcze trochę pozytywnych emocji, ponapawać się gasnącym widokiem gór, nawdychać nadjeziornego powietrza, wsłuchać w koncertową ciszę tuż przed snem. Ta cisza nocy, która za niedługo zapadnie w dolinie uśpionej pomiędzy otulającymi je górami, jest ... hmm ... No jaka jest ??? 
Jest dobrze. Jest niesamowicie. Jest ...jak zwykle w tym niezwykłym miejscu. Odpoczywam.
Czerpię pełnymi garściami niespodziewanego daru. To nie był planowany, wyczekiwany wyjazd. Zaledwie tydzień temu padła myśl ... no i jesteśmy. Smakuje, jak mleczna czekolada. Rozpływa się w ustach. Tak dobrze, że z niepokojem wpatruję się w jej ostatnie kostki. Mimo, że jeszcze są, to już mi żal, że się skończą. Zawsze tak mam, gdy tabliczka czekolady jest tak smakowita. To już ostatni przerywnik przed "prawdziwym" urlopem. 

niedziela, 22 maja 2016

Dopieszczenie

Ten weekend, mimo że z roboczą sobotą, dopieścił mnie bardzo. Wczoraj wieczór przy piwku w najznamienitszym z możliwych towarzystw, w niebanalnym miejscu u Fire Birds'ów MC, a dzisiaj rodzinnie w chorzowskim zoo. Czuję się dopieszczony na maxa. Apogeum tych czułości przeżyłem siedząc na ławce nieopodal pawilonu z małpami, zajadając wielką chrupiącą zapiekankę z ostrą (jak cholera) salsą. A nad głową jeno błękit i popołudniowe słońce. Jako epilog tej sielanki, na 10 minut przed zamknięciem zoo'wych bram, śmietankowy włoski lodzik. No bajka ! ...
Wczorajszy wieczór miał możliwy jedynie jeden jedyny scenariusz, który nigdy nie zawodzi. Dobre towarzystwo + piwo = oczy od śmiechu pełne łez i nadwyrężona przepona od rechotania. Tak też było. Taki wieczór raz na jakiś czas jest, jak trzytygodniowy turnus w sanatorium, dla podreperowania kondycji psychofizycznej.
Dzisiejszy rodzinny wypad do zoo, w asyście pięknej pogody, słońca i ciepła (!) też nie mógł się nie udać. Mimo, że Pierworodna nieco marudna z początku względem wszystkiego (czy to już ten wiek?), to jednak Młody nadrabiał pozytywnym nastawieniem. Tyle ile dzisiaj zdeptał kilometrów, to na prawdę zaskoczenie nie lada. Właściwie zabrany na wycieczkę wózek, robił jedynie za transportowy wagon dla wszelakich gratów mniej czy więcej niepotrzebnych (albo potrzebnych). Zresztą to, jak Młody reagował na zwierzęta było bardzo fajne. Wszystko go ciekawiło, do każdego wybiegu, klatki, czy ekspozycji biegał, wspinał się na ogrodzenia, albo kazał się podnieść, jak sam nie dawał rady, żeby zobaczyć kolejnego zwierzaka. Z entuzjazmem reagował na małe i duże, rogate i nie. Nawet, jak się czegoś bał (np osła!), to była to obawa zmieszana z zaciekawieniem. Pierworodna w jego wieku, a nawet już starsza, miała w "głębokim poważaniu" zoo i zwierzaki.
Fajnie było. Rzeczowa i mięsista sobota, soczysta i słodka niedziela. Tak eleganckiego weekendu życzyłbym sobie na każde przyszłe zakończenia tygodni.
A jutro poniedziałek. Ale tydzień roboczy przyjemnie krótki, bo trzydniowy jeno. Ha! Maj latoś bardzo łaskawy, bo funduje drugi :długi weekend". Trochę niespodziewanie powstał plan nad plany na te cztery wolne dni. Będzie się działo, oj będzie ! ...

A co tam w zmaganiu ze samym sobą? Ano dzieje się. Dzieje się dobrze. Na początku już nie okrzepnięta jeszcze "szóstka". Za szybko na odtrąbienie i publikację w Dzienniku Ustaw, ale jeśli w kolejnych tygodniach nie zepsuje się wynik, to będzie super. Ostatnio nieco folguję sobie wystawiając na próbę to, co już wypracowałem. Głupie to, ale było w ostatnim tygodniu parę punktów zapalnych, i małych porażek na polu silnej woli i chcąc nie chcąc (no chcąc ...) ulegałem temu czy owemu. Myślałem, ze już dzisiaj dostanę votum nieufności od porannego ważenia, ale jeszcze nic takiego się nie stało. Muszę wziąć się w garść. Tyle, ze zbliżający się długi weekend na pewno mi tego nie ułatwi. No ale coś, za coś.

Tymczasem we wszechświecie i okolicach
- Paliwo drożeje; już trzeba wysupłać ok 4,10 PLN za litr ON. 
- Axl Rose śpiewa w AC/DC (!). Ciekawe jak długo ...

niedziela, 8 maja 2016

Było minęło

Zastanawiam się czy to dobrze, że dopiero teraz zasiadam do klawiatury, aby napisać tych parę zdań. Dzisiaj bowiem, kiedy emocje już opadły, pewnie nie tak od serca spłyną słowa, jak by to było parę dni temu. Ale było minęło, teraz nie wskrzeszę już tych emocji.
Majowy Długi Weekend.
Tak wyczekiwany wyjazd do Kudowy Zdroju. Wyruszaliśmy z niesamowitym ładunkiem pozytywnych emocji i jednocześnie oczekiwań. Nawet niespodziewanie niesprzyjająca, długa podróż nie była w stanie pozbawić nas radości, że oto pędzimy ku przygodzie porównywalnej z wakacyjnym urlopem. Nawet Niebiosa się nad nami zlitowały obdarzając nas przepięknym słońcem na wszystkie godziny pobytu w Kudowie. Było wszytko takie, jakie być powinno. Wycieczki do Pstrążnej i czeskiego Hradec Kralove; było grillowanie, doskonałe czeskiego piwo i znamienite towarzystwo; była słodka kawa w promieniach porannego słońca, które przepięknie przypiekało wybladłą po zimie skórę. Co najważniejsze, a wręcz zaskakujące, to fakt, że jak nigdy dotąd, w ciągu tak krótkiego wyjazdu (niecałe przecież cztery doby), psychicznie tak odłączyłem się od codzienności i potężnie odpocząłem, zresetowałem się, nabrałem energii życiowej. Nic to, że pierwszy dzień w biurze zeszmacił te piękne wspomnienia, co użyłem przez te dni, to moje. Ufam, że gdzieś tam głęboko pod skóra zachowałem choć trochę magii z tamtego wyjazdu, która będzie dopalaczem na najbliższe dni, tygodnie. 

Co poza tym? Biegam. I mam z tego frajdę. Już ponad miesiąc, jak pomykam wieczorami po okolicy, zlewając się potem, czasami tracąc dech. Jest fajnie. Coraz dłuższe trasy, coraz szybciej, czasami w zaskakująco dobrej formie. Fizycznie czuję się świetnie, mimo że i kolana i stopy czasami akumulują nieco bólu na następne dni, na zapas. 
Podczas biegu zarówno zalewają mnie myśli wszelakie, jak i odseparowują się od codzienności. Za każdym razem jednak kończę z doskonałym samopoczuciem. Jak długo nie nabawię się jakiejś głupiej kontuzji, tak długo będę biegał. Niezależnie od miejsca i czasu (w Kudowie też raz biegałem dokoła Parku Zdrojowego), z nadzieją, że także w trakcie tegorocznego urlopu nad morzem malowniczą trasę sobie wynajdę.

P.S.
Acha, bym zapomniał. Już -8 !!!