- TatooO! Jeżeli Bóg stworzył wszystko, to po co stworzył wirusa?
- Eeeeee ... hmm … Może miał słaby dzień…?
Czy taka odpowiedź jest wystarczająca, żeby zaspokoić ciekawość sześciolatka? Pewnie nie. Natomiast jeszcze bardziej ciekawe jest to, że tak mały grzdyl porusza tak zawiły teologicznie temat. Niemniej budujący jest fakt, że w tak młodym wieku, gdzie jego poziom wiedzy o świecie i życiu jest niewiele bardziej wybujały od życiowej mądrości misia koala, w jego małej głowie rodzą się tak fundamentalne wątpliwości duchowej materii. Ha!
Na powyższy temat miałem okazję zagaić rozmowę – przywołując dylematy ONnPR, jako ciekawostkę z życia przedszkolaka – z osobą bardziej uczoną w piśmie, niźli ma, na swój sposób bogobojna, aczkolwiek wielce zbłąkana dusza. I mój interlokutor nieco naprowadził mnie na ścieżki prawej wiedzy w rzeczonym temacie. Otóż niejaki św. Paweł z Tarsu poruszył w swej niewątpliwej mądrości problem istnienia na tym łez padole istot braci naszych mniejszych, które to ni jak nam przychylne nie są. Co więcej, zwierzęta – bo o nich mowa – w wielu przypadkach są dla nas groźne, nawet śmiertelnie. Dlaczego więc Pan, w swej nieskończonej dobroci i miłości obdarzył nas współistnieniem z istotami jawnie czyhającymi na nasze zdrowie i życie? Przywołany święty postawił taką oto tezę, która po dziś dzień funkcjonuje i nie została odrzucona, że wraz z ludzkim postawieniem się Bogu, nasz grzech pierworodny spaskudził i wszelaką zwierzynę. Nagle, w jednej chwili, zmieniły się w złośliwego Furby, który był nie nazbyt głaskany. Wydawałoby się, że przyjęcie takiego wytłumaczenia jest ze wszech miar pasujące do kanonu wiary naszej jedynie słusznej i kończące dylemat poznawczy w temacie złej natury wszelkich niezbyt fajnych zwierzaków na tym świecie. Z drugiej strony należałoby przyjąć, że po rajskim ogrodzie biegały same wesołe kucyki i im podobne. Natomiast kleszcze, meszki i komary, jadowite węże i skorpiony, uzbrojone tasiemce, helicobacter i bakterie coli tamtych czasów to pluszowe przytulanki, przy których misie koala to jeno ponure wybryki natury. Tak było! Tak było…? No musiało być, skoro złą naturę swą przyjęły po tym jak Adam z Ewą poszli w jabolowe tango.
W całej tej teorii mam małą wątpliwość. Niemały ambaras powstaje gdy uzmysłowimy sobie, że wirusy przecież nie są zwierzętami. Ba, nie są istotami nie tylko myślącymi, ale nawet nie są … ekhm … czymś żywym. Są czymś, co nijak nie pasuje do biologicznego świata. Czy święty Paweł, ten z Tarsu, pomyślał o tym, hę? No nie, bo nie wiedział, że te niebiologiczne, a jednak organiczne cząstki, istnieją. I nie chciałbym podważać jego uczonej fachowości i chęci prostego, takiego dla ludu, dla mas, wytłumaczenia zawiłej kwestii, ale coś tu mi nie pasuje. A że jako człowiek o budowie prostej jak ludzik Lego i sercu otwartym i chłonnym jak ściereczka z mikrofibry, na każdy argument (poza płaskoziemstwem, reptilianami i antyszczepionkostwem) łaknę odpowiedzi, więc zwracam się na kartach tego listu o odpowiedź do umysłów bardziej światłych i uczonych w piśmie. Niekoniecznie w piśmie jedynie słusznym.
Tymczasem – bądźcie zdrowi!
Pogodynka.
Listopad w październiku
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz