FOTOGRAFIA

FOTOGRAFIA
" Mój magiczny FOTO świat" - Zapraszam do oglądania świata subiektywnym okiem mojego obiektywu ...

sobota, 17 października 2020

Jesień

Jak w reklamie. Żeby budziło łaskotanie promieni słonecznych i trele ptaków za oknem. Otworzyć szeroko oczy i błysnąć już zaocznie umytą klawiatura białych zębów. Uczesany, z nienapuchniętymi powiekami i drożnymi nozdrzami, których nie ima się suche od centralnego powietrze. Roześmiane dzieci wskakują na śnieżnobiałą pościel, a z miłością zerkająca żona wtula się delikatnie. Potem wjeżdżają pachnące bułeczki z nutellą tak idealnie rozsmarowaną, jakby kto gładź rozprowadzał. Miseczki z Ikei parują gorącym mlekiem na którym pływają kulki nesquika. Jest, kurwa, … błogo. I idealnie.

Tymczasem dzwoni budzik. Zanim jeszcze otworzy oczy, sięga pod poduszkę po colta. Nie sprawdza czy tkwi w nim ta srebrna kula – zawsze jest. Zakręca bębenkiem, przykłada do skroni lufę i pociąga za spust. Jest, jak zwykle. Suchy trzask i już wie, że i tym razem nie wyśpi się „po śmierci”. Jeszcze nie otwiera oczu. Po co, skoro jest ciemno, jak w dupie. Cztery kroki do kuchni. Może nie kroki, ale jednak cztery. Wyłączyć budzik. Małe światełko nad zlewem. Z dzbanka wyciska ostatnie krople wody. Znowu wieczorem nikt nie nalał. Kurwa! Świeżo nalana i przefiltrowana będzie zbyt zimna do picia. Dwoma łykami przepłukuje gardło; łyka pigułę na cholesterol. Rusza w drogę ku łazience. Po drodze wpada w ciemności w pętlę zawieszoną we framudze, jak w pajęczynę; brrrr… A przecież przed snem sprawdzał, czy węzeł dobrze zawiązany, czy swobodnie przesuwa się po linie; powinien na pamięć znać miejsce jej zwisu.

Światło zapalone w łazience boleśnie kłuje w oczy. Lustro. O Bożeeeee…. Spod półprzymkniętych powiek widok w lustrze nie zachęca do niczego. Gdyby praktykował golenie podczas porannych ablucji, sięganie po cokolwiek ostrego mogłoby się źle skończyć. Zęby. Poranne szorowanie jest zdecydowanie długie.

Powrót do kuchni. Gdyby palił, pewnie by teraz gasił peta w pozostałości wczorajszej wieczornej kawy, gdyby taką miał zwyczaj pijać. Ale nie. Zamiast tego kilka łyków, nieogrzanej wody z dzbanka, tego z filtrem. I śniadanie. Nie teraz, ale na później. Zestaw standardowy – kanapka bez historii (i tak od dłuższego czasu), bez dodatków, bez kolorowania, bo komu by się chciało. Folia, torebka, plecak. Acha, telefon jeszcze. Zgasić światło. Zgrzyt klucza w zamku niesie się echem od parteru, aż po czwarte.

Jest wciąż ciemno. Szyby samochodu pokryte rosą, czy też innym wodnistym badziewiem, z którym zużyte wycieraczki nie za bardzo sobie radzą. Oczywiście płyn do spryskiwaczy się skończył.

Jesień.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz