FOTOGRAFIA

FOTOGRAFIA
" Mój magiczny FOTO świat" - Zapraszam do oglądania świata subiektywnym okiem mojego obiektywu ...

wtorek, 25 marca 2014

Metryka dnia

Liczba dnia : 10 .. +/- 2
Info dnia : bendziem sie uczyć ... znowu
Tekst dnia : "co oni ci tam robią w tej pracy, że nie masz humoru, codziennie ?! [by córek]
Bohater dnia : Mr Peabody
Top dnia : 9-latka ustawia sobie w smartfonie samowyzwalacz na głosowe hasło: "whisky"
Myśl dnia : nie trawię snobów

Taaaak, wystawiłem metryczkę dla mijającego dnia. Hasłowo. Ale każde hasło można by rozwinąć w mniej lub bardziej interesującą historyjkę, anegdotę, ba, może tylko nawet żarcik jakiś. Byłoby smutno, gdyby nie znalazło się nic co by go mogło opisać. Jeśli takie dnie bez historii się pojawiają, to dzieje się źle. No bo jeśli nie ma nic do powiedzenia, to znaczy, że bezsensownie stracone były te godziny. Ot zerwana kartka kalendarza. 
No to podsumowując mijający wtorek stwierdzam, że na szczęście jakąś treść jednak wniósł. Uff ...

niedziela, 23 marca 2014

Nie ma co ... Wiosna!

Nie ma co ...
Nie ma co ściemniać. Kwitnące forsycje przypieczętowały wybuch wiosny. Nawet jeśli teraz za oknem smutne bezgłowe postacie przemykają przygniecione parasolami, to świeża zieleń młodych traw, i soczyste liście krzewów, nie pozostawiają złudzeń, że oto jest ! I nawet magowie od pogody wieszczący jakieś tam niby-śniegi w przyszłym tygodniu, już jej nie powstrzymają. Wiosna ! Ach to Ty !

Lubię ten moment, chwilę, gdy wszystko się zmienia. To nawet nie uwielbienie samej pory roku, bo nawet piękno wiosny z czasem powszednieje. chodzi o ten dzień, tą godzinę, gdy wszystko co stare mija, a następuje nowe, inne, piękne, ciepłe, pachnące ziemią, słoneczne, podszyte ciepłym wiatrem, głoszone ptasim trelem. Niezależnie od miejsca, wszędzie widać oznaki budzącego się życia. A tego życia jest jeszcze tyle przed nami, że dzisiaj nie zastanawiamy się nad tym, że kiedyś to wszystko sczeźnie. Pierwsze promienie słońca przenikają przez cienką, blado-przezroczystą skórę rozgrzewając od środka kości, trzewia, serce. I jakoś lepiej, lżej na duszy się robi i chęć zaczerpnięcia powietrza pełną piersią jest nie do powstrzymania.
Fajnie. 

Ulotne myśli

Jest niedziela. Bardzo leniwa niedziela, w pidżamowym stylu, która nastąpiła po sobotnim, w pełnym tego słowa znaczeniu, wieczorze. To też tłumaczy zupełnie niedzielny charakter tej niedzieli.
Ale do rzeczy.
Łapanie myśli jest czasem, jak łapanie motyli w siatkę. Raz dużo machania, a efekt mizerny. Innym razem jeden strzał, i okaz olśniewającej urody ląduje w sieci. Mam tak jakoś, że takie motyle często latają mi wokół głowy, tyle że raczej rzadko mam siatkę przy sobie. I motyle ulatują. Ulatują odprowadzane tęsknym wzrokiem.
Pamięć jest krótka. Przez ostatni tydzień, takich kolorowych myśli, przemknęło mi przez głowę ... dosyć trochę. Nie wnikając w ich wartość merytoryczną, a jedynie zawieszając oko na barwnych plamkach trzepoczących skrzydeł, mam do siebie mały żal, że nie spisałem ich na gorąco, bo ... dziś już nie istnieją. W wirze tygodnia rozpadły się, rozerwały, a wiatr strącił pył ze skrzydeł motyla. Szkoda. 
Chyba jednak daleko mi do tego, aby nagrywać swoje myśli. Owszem, byłoby praktycznie, ale nieco bym sam przed sobą się krępował. Dlaczego ? Ot tak jakoś. Aż tak nie wierzę w wartość spisywanych mych przemyśleń, żeby obwarować je stu procentową skutecznością wyłapywania. Chociaż czasem szkoda dobrze brzmiących fraz, które mogłyby być przyczynkiem do napisaniu kilku dobrych słów, a jednak nikną w niepamięci gdy siadam nad klawiaturą wieczorową porą.
No szkoda. Tak to już jest.

sobota, 15 marca 2014

Ułuda bycia

Co jest z tym światem, że funkcjonujemy jako loginy i nicki, a czujemy się jakbyśmy funkcjonowali, jak rzeczywiste byty ?
Wszystkie te sieciowe, społecznościowe duchy, które tworzymy z takim upodobaniem, po czasie stają się samodzielnym bytem wpływającym na swego stwórcę. Każdy, kto uczestniczy w tym szaleństwie, powołując do życia n-te alter ego, po niewczasie orientuje się, że traci suwerenne prawo o stanowieniu tego "ghosta". 
Czy tylko, ja mam podobne odczucia ? Jestem tu, piszę, oceniam, komentuję; zdaję sprawozdania, opisuję zdarzenia; stawiam pytania, tezy, odpowiadam; bronię, krytykuję, pochwalam; kreuję wizerunek rzeczywistości ... ale nie do końca rzeczywistej. W którym momencie powstaje "Ja-nie Ja" ?
Czytając, chłonąc wiadomości, przyjmując czyjeś myśli za dobrą monetę, obdarzając zaufaniem, wchodząc w interakcję, wdając się w dyskusję, zgadzając się i walcząc na argumenty, broniąc swego (?) stanowiska, tak na prawdę ... nie wiemy z kim obcujemy. Czy po drugiej stronie jest rzeczywisty "Ktoś", czy tylko jego wykreowane "alter ego", nierealny byt obdarzony fikcyjną duszą, zdaniem, światopoglądem, charakterem ?
Nie przypuszczam. Głęboką mam nadzieję, a raczej chciałbym naiwnie wierzyć, że mój interlokutor to rzeczywisty byt. Ktoś istniejący, nie kreowany na potrzeby chwili, niespełnionych marzeń, idei, oczekiwań względem siebie, własnych oczekiwań co do swego miejsca na świecie. Chciałbym wierzyć, ale nie wierzę. Moja nadzieja poparta jest naiwną wiarą w to, że ludzie są uczciwi. Niezależnie od tego czy ta uczciwość jest mi miła, czy nie. 
Z drugiej strony, czy moja bytność w tym iluzorycznym świecie jest lustrem rzeczywistości ? Raczej bardzo krzywym lustrem ... Sam przecież kreują siebie w sposób odpowiadający potrzebie chwili, podłóg nastroju, w którym jestem, według oczekiwań, jakie mam względem odbioru. Nie jestem tym samym "Ja", który jutro będzie chodził po ulicach. Może lepszy, może gorszy, na pewno inny obraz mego alter ego, jest maską, jaką nakładam odgrywając rolę chwili. Ile w tym wszystkim rzeczywistego "mnie" ?
Ułuda bycia. Bycia w wirtualnym świecie. 
Z jednej strony mam wielki szacunek dla tych, którzy oparli się pokusie. Ale z drugiej strony: dlaczego nie ? Darmowy dreszczyk emocji w świecie, w którym brak czasu na prawdziwe doznania, czyż to nie kusząca propozycja ? Powielanie bytu, alternatywne osobowości, szalone i bezpretensjonalne - bo pozbawione prawdziwej odpowiedzialności - wirtualne życie " na zapasie " ... hmm ... Może jednak nie jest to tak niewarte zachodu, hę ?

Adolf Putin

Nienawidzę polityki, brzydzę się nią. Ale są momenty, kiedy nie potrafię nie komentować. Nawet jeśli słuchacza brak.
I co z tą Ukrainą ? Co z tym Krymem ? Na naszych oczach dzieje się rzecz nadzwyczaj przerażająca. O tyle bolesna, że pokazuje, że wszelkie sojusze, międzynarodowe instytucje, umowy, zapewnienia, a nawet zwyczajna przyzwoitość, jest ułudą wartą spuszczenia w kiblu, gdy po drugiej stronie staje ktoś kto jest silny, ma jaja ... i kasę.
Oto nadchodzi on - Adolf Władimirowicz Putin, godny następca podobnych sobie. Na tyle silny i bezczelny, że może się śmiać całemu Światu w nos. Sięga po co chce, kiedy chce, jak chce. Ameryka ma to w dupie - przecież nie będzie z nim walczyć. Zbyt wiele do stracenia, zbyt drogi byłby to poligon ( to nie Irak czy Afganistan), zbyt odległy. A Europa "wyraża ubolewanie i zaniepokojenie rozwojem sytuacji" - kompletny brak jaj. Zresztą co się dziwić, kiedy najwięksi z Unijnych graczy siedzą na garnuszku Adolfa. Kto podskoczy Wanii, który może zakręcić kurek ? A kanclerzowa nawet nie potrafi zawoalować swego niekrytykowania Adolfa, bo "biznes is biznes", albo raczej "Geschäft ist Geschäft". 
A my ? Pomachamy jeszcze szabelką w imię solidarności z braćmi Ukraińcami ? No to zajrzyjmy do dołka: ile tam metrów sześciennych gazu mamy w zapasie, hę ? A może umyjemy naszym sojusznikom sześć bryk za darmochę w podziękowaniu za wspomożenie ? A tych "trzystu" (Spartan), to może zakwaterować w stolicznym Hiltonie, żeby byli zwarci i wypoczęci, gdy przyjdzie odeprzeć wroga. Trzeba nam podkuwać koniki i szable ostrzyć przed szarżą na T-90, coby im zgrabnie lufy jednym cięciem odjąć.
Z nielichej rozpaczy nad nad gównianym tym stanem rzeczy wyć się chce. Jeśli tak ma wyglądać międzynarodowy sojusz dla pokoju i dobrobytu na świecie, to ja wypisuję się z niego. Rzygać się chce na tą obłudę i odwracanie się dupą tych, którzy mają wpływ na cokolwiek. Możemy tylko czekać aż ci z ruskich stepów wezmą to, co im się podoba, a Świat jedynie westchnie: "no cóż, trudno". Nie mam sentymentu do Ukraińców, a Krym sorry - wisi mi i powiewa, jak wyspa na środkowym Pacyfiku. Natomiast zwykła ludzka przyzwoitość, zdolność współczucia bliźniemu, gdy dzieje mu się źle, powoduje, że chce mi się wyć.
Bezsilność. Pytanie, czy gdyby padło nie na Krym, a naszą Matką Polskę, to czy byłoby inaczej ? Czy nieco bardzie europejski kawałek ziemi "świat zachodni" bardziej by bronił ? Sorry, ale nie mam złudzeń, że sami byśmy się naparzali z ruskimi w obronie Rzeszowa, Krakowa, Katowic. 

niedziela, 9 marca 2014

Frontowe opowieści

Się rozpycham nieco w imię poszerzania przestrzeni życiowej. Kilka frontów jednocześnie ? Why not ? Co do głównego frontu, to spodziewam się, ba, jestem spokojny o losy tej kampanii, o to że przyniesie bezsprzecznie zmiany rewolucyjne. Co do kolejnego frontu, to spodziewam się, a mówiąc wprost - liczę na to, że zmiany będą równie efektowne. Na razie wytaczam działa, ostrze szable, i podkuwam konie. 
Wiosna się melduje na paszportowej odprawie. Coraz częściej dnie pachną nadchodzącą zmianą, coraz głośniej ptaki śpiewają. Mimo, że ranki nadal zimne i ocierają się o nieprzyzwoite przymrozki, to jednak z biegiem godzin świat się rozgrzewa przynosząc tony optymizmu w miejsce zimowej apatii. Chciało by się krzyknąć wniebogłosy, że oto znowu chce się żyć !
Natomiast jutro skoro świt, gdy już budzik zerwie mnie z wyra, stanę przed lustrem z przeciągłym AAAaaaaaaaaaaaAh !!! Szkoda tylko, że nie będzie to optymistyczny zew towarzyszący przeciąganiu zaspanych stawów. Miast tego, będzie to poniedziałkowy szary skowyt. Z całą świadomością rzeczywistości, wchodząc  w dzień i tydzień, będę rozpaczliwie łapał się krawędzi poniedziałku. Jeszcze raz, jeszcze mocniej, jakoś trzeba się podciągnąć i .... znowu na całego do przodu ! Pierwsze chwile, pierwsze godziny, a potem będzie OK. Najważniejsze to dobrze się rozpędzić i z impetem przelecieć przez tydzień.