Co jest z tym światem, że funkcjonujemy jako loginy i nicki, a czujemy się jakbyśmy funkcjonowali, jak rzeczywiste byty ?
Wszystkie te sieciowe, społecznościowe duchy, które tworzymy z takim upodobaniem, po czasie stają się samodzielnym bytem wpływającym na swego stwórcę. Każdy, kto uczestniczy w tym szaleństwie, powołując do życia n-te alter ego, po niewczasie orientuje się, że traci suwerenne prawo o stanowieniu tego "ghosta".
Czy tylko, ja mam podobne odczucia ? Jestem tu, piszę, oceniam, komentuję; zdaję sprawozdania, opisuję zdarzenia; stawiam pytania, tezy, odpowiadam; bronię, krytykuję, pochwalam; kreuję wizerunek rzeczywistości ... ale nie do końca rzeczywistej. W którym momencie powstaje "Ja-nie Ja" ?
Czytając, chłonąc wiadomości, przyjmując czyjeś myśli za dobrą monetę, obdarzając zaufaniem, wchodząc w interakcję, wdając się w dyskusję, zgadzając się i walcząc na argumenty, broniąc swego (?) stanowiska, tak na prawdę ... nie wiemy z kim obcujemy. Czy po drugiej stronie jest rzeczywisty "Ktoś", czy tylko jego wykreowane "alter ego", nierealny byt obdarzony fikcyjną duszą, zdaniem, światopoglądem, charakterem ?
Nie przypuszczam. Głęboką mam nadzieję, a raczej chciałbym naiwnie wierzyć, że mój interlokutor to rzeczywisty byt. Ktoś istniejący, nie kreowany na potrzeby chwili, niespełnionych marzeń, idei, oczekiwań względem siebie, własnych oczekiwań co do swego miejsca na świecie. Chciałbym wierzyć, ale nie wierzę. Moja nadzieja poparta jest naiwną wiarą w to, że ludzie są uczciwi. Niezależnie od tego czy ta uczciwość jest mi miła, czy nie.
Z drugiej strony, czy moja bytność w tym iluzorycznym świecie jest lustrem rzeczywistości ? Raczej bardzo krzywym lustrem ... Sam przecież kreują siebie w sposób odpowiadający potrzebie chwili, podłóg nastroju, w którym jestem, według oczekiwań, jakie mam względem odbioru. Nie jestem tym samym "Ja", który jutro będzie chodził po ulicach. Może lepszy, może gorszy, na pewno inny obraz mego alter ego, jest maską, jaką nakładam odgrywając rolę chwili. Ile w tym wszystkim rzeczywistego "mnie" ?
Ułuda bycia. Bycia w wirtualnym świecie.
Z jednej strony mam wielki szacunek dla tych, którzy oparli się pokusie. Ale z drugiej strony: dlaczego nie ? Darmowy dreszczyk emocji w świecie, w którym brak czasu na prawdziwe doznania, czyż to nie kusząca propozycja ? Powielanie bytu, alternatywne osobowości, szalone i bezpretensjonalne - bo pozbawione prawdziwej odpowiedzialności - wirtualne życie " na zapasie " ... hmm ... Może jednak nie jest to tak niewarte zachodu, hę ?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz