Dogorywa ostatni długi weekend ery wiosenno-letniej, czyli tej dobrej części roku. Weekend bardzo intensywny, bo mieliśmy miłych gości od soboty. Jak to przy goszczeniu się/kogoś* (*niewłaściwe skreślić) takie towarzyskie spotkanie w dużej mierze opiera się o bufet. Tym razem nie było inaczej. Po wszystkim, mimo że niczego nie żałuję (ani krztyny spożytego jadła i napitku), czuję się na maksa zajedzony i przymulony nadmiarem wszystkiego. Toteż nie tak dawno wybrałem się na przebieżkę w celu spalenia chociaż odrobiny nadprogramowych kalorii.
No i klops. Drugi raz z rzędu skończyłem trening pośrodku pola. O ile poprzednim razem było to gdzieś tam wpisane w scenariusz biegania (bo takie warunki narzucone, bo taki efekt narzucony, bo ... itp), to tym razem przegrałem z bólem. Wracałem do domu spacerkiem, zamiast przynajmniej truchtem. Okazuje się, że dolegliwość lewej łydki nabyta przed niespełna czterem tygodniami, miast odchodzić w niepamięć, doskwiera coraz bardziej. Martwi mnie to. Biegam od czterech i pół miesiąca, w miarę regularnie, nie było tygodni żebym przynajmniej jednego porządnego treningu nie zrobił. Ostatnim czego bym sobie życzył, to przedwczesne zakończenie sezonu. Pytanie, jak do tego nie dopuścić ? Pierwsze co, to od dzisiaj zaczynam smarowanie obolałego mięśnia i nagrzewanie go lampą. Druga rzecz, bardziej problematyczna i "bolesna", to przerwa w bieganiu. Ale na ile odpuścić ? Za ile dni spróbować znowu? Tydzień ? Czy gdy uda mi się zwalczyć doskwierający ból to będzie to znak, że znowu mogę pobiec? Kurcze, nie wiem ... Boli ...
Sierpień. Cóż za sierpień! Gdy przypomnę sobie zeszłoroczny, zalany słońcem, rekordowo pogodny i upalny, to to co funduje nam tym razem, jest jakąś marną kpiną. Może nawet nie chodzi oto, że jest zbyt mokry, bo nie jest, ale o to, że temperatury poranka bardziej pasują do późnej jesieni, a popołudnia pachną po prostu październikiem. Taka aura w żaden sposób nie pozwala przedłużyć i podgrzać urlopowych wspomnień, aby cieszyć się nimi jeszcze trochę dłużej.
Po urlopie nie pozostał już nawet ślad w sercu. Wystarczyły cztery dni w Mordorze, aby wszytko legło w gruzy, żeby rozsypał się wakacyjny zamek z piasku. Gdybym tylko ja miał takie odczucia, to mógłbym powiedzieć, że coś ze mną nie tak. Ale wszyscy wokoło mówią u nas tak samo. To tylko poświadcza, w jak chorej funkcjonujemy rzeczywistości, w jakiej patologii się nurzamy. Boli ...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz