Gdybym zasiadł do klawiatury rankiem, gdy złe myśli przeorały mój na wpół śpiący jeszcze mózg, to tekst ten byłby pełen przekleństw, wulgaryzmów nawet dla mnie zbyt soczystych. A tak, gdy przez dzień nieco wystygły złe emocje, to ograniczę się do "wypikania" niecenzuralnych słów. Poprawność polityczna nie oznacza jednak, że mi przeszło. Oj nie!
Wielki Planista, rękami ONnPR, a waściwie jego układem immunologicznym, zaplanował nam najbliższy weekend, a i cały kolejny tydzień także. Tak więc miast prasować dzisiaj koszulę na sobotnie uskutecznienie symaptycznego melanżu w towarzystwie ogólnie rzecz ujmując bardzo właściwym i przemiłym, spędzam dzień na wypieraniu kolejnych sztuk przerzyganej bielizny pościelowej. Właśnie tak, nie inaczej. Zajebiście (to słowo zbyt mało wulgarne na wypikanie - przyp. autora) jest! Nie dość, że zarwałem dzień w pracy na mało skuteczne (właściwie nieskuteczne) zasięgnięcie porady lekarskiej w temacie ratowania ONnPR, to suszarnia w piwnicy zawieszona jest solidnie kołdrami i poszwami. Na tyle solidnie, że dzisiaj będziemy chyba spać pod kocem w świąteczne renifery lub walentynkowe serduszka. Swoją drogą, to ONnPR jak choruje, to na całego. Nie bawi sie w jakieś konwenanse. Jak temperatura - to pod sufit, jak rzyganie, to na metr do przodu. A przy tym wszystkim niekonwencjonalna reakcja na paracetamol, która objawia się zdolnością do "chodzenia po ścianach", if you know, what I mean. Zastanawiam się, czy w składzie nie ma speedu, bo ONnPR jest po nim tak nakręcony, że jego standardowy poziom żywotności jawi się jako ospałość.
Ale do rzeczy. Jak można wykoncypować z powyższego wstępu, plany weekendowe legły w gruzach, a persepktywa opieki nad ONnPR przez kolejny tydzień, a tym samym następny tydzień bezproduktywnego siedzenia w domu, powoduje u Najlepszej z Żon realną, mokrą od łez, rozpacz, a u mnie załamanie nerwowe. Nie ukrywam, że dzisiaj mój nastrój oscyluje wokół palnięcia sobie w łeb, lub w wersji mini - zwinięcia się w kłębek i udawania, że mnie nie ma. Dno to mało. Kiedy jeszcze rano - gdzie tam rano! noc była... - półprzytomnego przywaliła mnie kolejna akcja "chorowanie dzieciaka", to ad hoc byłbym skłonny pójść po jakieś prochy od specjalisty, do którego nie trzeba skierowania. I nie chodzi mi o dermatologa, qwa jego mać!
W czasach biblijnych mógłbym wyjść na pustynię, zedrzeć z siebie jutową szatę i wniebogłosy zawołać do Tego z Nieprzystrzyżoną Brodą - dlaczego mnie tak doświadczasz?! Nie czuję się jakoś specjalnie hiobowo (raczej: chu***o), ale gdzieś tam w momencie, gdy balansuję na krawędzi mej psychicznej kondycji (światła mi brak!), naprawdę niewiele trzeba, żebym wypadł z racjonalnych torów myślenia. Kaszel dzieciaka zdecydowanie wystarczy. Ale nieważne. Ja tak bardziej ogólnie mam anse do Wielkiego Planisty, który - jak mniemam rechocze w niebiesiach - jak zmagam się z bólem istnienia. Pytam więc - co, do qwy nędzy!, nawyrabiałem, że nie wciśnie pauzy w doświadzaniu mnie maluczkiego, hę?! Ja wiem, wiem- inni mają gorzej. Widzę ile zła dokoła, jak wielu ma bardzie przej****e, niż ja, ale ja tu teraz adwokacić innym nie zamierzam. Skupię się na moim maluczkim, osobistym, bezwartościowym niedogodnościom dnia codziennego, które sprawiają, że żyć będę na tym łez padole zdecydowanie krócej, niż bym sobie zamierzał. No więc co? Nikogo nie krzywdzę, nie kradnę, Najlepszej z Żon nie zdradzam, nawet qwa fajek nie jaram! Za dużo, qwa!, przeklinam??? No chyba nie o to chodzi? Nie każ mi - O Najwyższy! - zweryfikować moją wiarę w Ciebie, jako pozbawionego słabości do złośliwości względem stworzenia swego, na podobiznę swą z gliny ukulanego. Przecież obydwaj wiemy, że mój Bóg jest pozbawiony małostkowości i chorej ambicji pokazywania kto tu jest silniejszy. Więc jak? Odpuścisz? Dasz nam w końcu trochę luzu, abyśmy nareszccie poukładali trochę swoją codzienność? Bo w tym bagnie to już całkiem ugrzęźliśmy.
Tymczasem we wszechświecie i okolicy.
Na mistrzostwach świata w narciarstwie klasycznym w Seefeld, w konkursie skoków na małej skoczni, działy się dzisiaj rzeczy niesamowite. Jak to powiedział imć Tajner, zdarzyło się coś niemożliwego, co trzeba było zobaczyć, żeby uwierzyć. Po pierwszej serii Kamil Stoch był dopiero 18-sty, a Dawid Kubacki na 27 miejscu. A po drugiej serii mistrzem świata został Kubacki, a wicemistrzem Stoch! Ha! Takie rzeczy, to tylko w ... Brawo!
Pogodynka.
Za nami w miarę pogody i ciepły tydzień. Czuć w powietrzu wiosnę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz