FOTOGRAFIA

FOTOGRAFIA
" Mój magiczny FOTO świat" - Zapraszam do oglądania świata subiektywnym okiem mojego obiektywu ...

sobota, 23 lutego 2019

Bezmyśl

Brakuje mi zdecydowanie polotu. Jeśli piszę, to wygląda to, jak notatka ze spisu inwentarza, poczyniona ołówkiem na gazetowym marginesie. Nie skladają mi się słowa, nie wyrastają z nich zgrabne zdania. Myśli, które ostatnio kotłują mi się w głowie, są być może zbyt chaotyczne, a zarazem zbyt przyziemne, żeby przelane na papier stworzyły kawałek zjadliwego tekstu. Może to taki przedwiosenny czas, a może wszystko dookoła mnie jest tak banalne i bezwartościowe, że nie potrafię wysupłać z tego myśli ... o zapachu jaśminu (?) (Dżizas! Litości!).

Definitywnie zakończyła sie pewna epoka. Dwa dni temu dowiedziałem się, że ostatni z moich podopiecznych, który szefował (po mnie) zaopatrzeniu, rzucił to w cholerę. Nie "szczimoł". Tak oto ostatecznie "tamto" zaopatrzenie ... wyginęło. Tamto - czyli to, które stworzyłem i karmiłem własną krwią, przez ładnych parę lat. Mogę sobie jedynie pogratulować, że z trzech mych następców, dwóch było moimy wychowankami, że to ja ich zatrudniłem i w jakimś tam stopniu przyczyniłem się do ich kariery (jaka by nie była) i nabycia niebagatelnych zawodowych doświadczeń, które pozostaną z nimi na całe życie. 
Tak to, po siedmiu latach, AD 2019 dynastia wygasła. Nastało bezkrólewie. Ktoś ten tron obejmie, ale będzie bardziej obcy, niż Waleziusz w polskiej koronie. W sumie, to mnie to nie obchodzi. Tamte czasy już wyblakły zupelnie w mojej głowie, chociaż sentyment oczywiście jakiś pozostał. Sytuacja tyle mnie smuci, że to co stworzyłem koniec końców zostało zarżnięte. Pozostaje też przekorna ciekawość kto podoła merytorycznemu zadaniu i zmaganiom z własnym zarządem, jako głównym adwersarzem, w tle. Z zarządem, który nie ma instynktu samozachowawczego, a gdzie vice-główną rolę odgrywa ktoś ambiwalentnie rozsądny. Ehh  ... Bo "Za szlabanem S.A." to nie miejsce, to stan umysłu. Tak sobie pomyślałem, czy nie warto by zrobić spotkania "Byłych, byłego" i  powspominać stare dobre-złe czasy.

Kończy się zdecydowanie trudny tydzień, który rozpoczął się na maxa i dopiero pod koniec wyszedł z poślizgu na prostą. Przy nałożonym równomiernie na każdy dzień bólu istnienia, jeszcze trudniejszy się zdawał. Wczoraj - a to przecież piątek był! - byłem tak zje***y, że nie dałem rady nalać sobie słodkiej soplicy na drugą nóżkę, tak dla zdrowotności, tak na dobry sen. Padłem trupem o porze zdecydowanie nieprzyzwoitej.
Gdzieś tam w głowie przewala mi się myśl taka, że z urlopu w tym roku to raczej nic nie będzie. Jeszcze do niedawna hobbystycznie przeszukiwałem oferty wypoczynku kraju i poza granicami. Ale już odpuściłem. Miast tego zrodziła się "chora" myśl remontowa. Brrr ... Aż strach pomyśleć, że jestem skłonny zamienić urlop na babranie się w gipsie. 
Nocna Furia woła o wizytę u mechanika! Udaję, że nie słyszę, ale przecież dzień za dniem wsiadam i odpalam silnik z wyrzutem sumienia o mocy wszystkich koni mechanicznych spod maski. Wiem, wiem, wiem ... Pojedziemy. Już za chwilę. Za parę dni.

Pogodynka.
W nocy świat ściął mróz do -6 kreski. Rano -3, popołudniową porą około 0 st.C. To niemiła niespodzianka po kilku w miarę wiosennych temperaturach, gzie nawet w nocy mróz nie kąsał. Niedziela ma być juz na plusie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz