FOTOGRAFIA

FOTOGRAFIA
" Mój magiczny FOTO świat" - Zapraszam do oglądania świata subiektywnym okiem mojego obiektywu ...

sobota, 2 lutego 2019

Bardzo długi weekend

Gdy jechałem z Najlepszą z Żon na sobotnie zakupy (nie do Lidla!), to podejrzewałem, że siadło mi wspomaganie kierownicy. No co tak ciężko? Gdy jednak targałem torby z zakupami (nie aż tak ciężkie przecież), to wykoncypowałem sobie skąd w mych rękach taka słabość, a Nocną Furie przeprosilem za czcze kalumnie rzucone na jej niezawodne działanie. Ha! Toż to odłożona w mięśniach, ścięgnach i stawach delegacja.
W środę, niespodziewanie, zostałem namaszczony do wyjazdu do "pięknego" miejsca na Mazowszu, w celu poprawienia właściwości użytkowych produktu sprzedanego pewnej firmie. Miała to być długa wyprawa z krótkim czynnym pochlyeniem się nad problemem. Toteż wybrawszy człeka zapewniającego szybki sukces, pojechaliśmy. Gdybym to ja wiedział, że pierdółka okaże się tym co zastaliśmy, to ... To zabrałbym ze sobą ciuchy robocze. Problem okazał się na tyle pracochłonny, że nie mogłem zostawić "mojego czowieka z Amsterdamu" samego z zadaniem. Przypłaciłem to: zdezelowanymi spodniami, zniszczonym butem i ... no chyba nie domyję tych rąk...! Odmaczanie nie działa, gabka jest nieporozumieniem, szczotka też na nic. Na nic mydło, żel, płyn do mycia naczyć, a domestosa (jeszcze) nie próbowałem. Czym to cholerstwo było wysmarowane, to ja nie wiem...
Pomijam szczegółową relację całego spektaklu związanego z absurdem sytuacyjnym, dyskusjami z buraczanym dyrektorem w błyszczącym gangu, z tym jak się nawqrwiałem i jak szeroko otwierałem oczy ze zdumienia oglądając zaangażowanie w pracę załogi walczącej o suksces tamtejszej firmy. Akurat to ostatnie znam z doświadczenia sprzed lat, gdy podobne "zaangażowanie" zawsze i bez wyjątku obserwowałem w pewnej fabryce pomp w stolycy. 😉 Co, jak co, ale nie ma co nawet porównywać etosu pracy na naszym czarnym Śląsku z tym, w jaki sposób podchodzą do tematu w centralnej Polsce. Oczywiście trochę generalizauję, bo i tu i tam są liczne wyjątki. Niech tylko wspomnę mojego "najulubieńszego" kolegę z bratniej kadry zarządzającej średniego szczebla, który gdy tylko znajduje się coś do zrobienia, nie daj boże ważnego/pilnego/trudnego/wymagającego (niewłaściwe skreślić), to wygłasza swą, jakże słynną, kwestię: "Jo nie jest fizyczny, co by <tu wstawić właściwe>", czym doprowadza mnie do szału. 😀 Ale pewne różnice w standardach zaangażowania w pracy, są ewidentne. Ja w każdym bądź razie, jak trzeba popchnąć sprawę do skutecznego zakończenia, to nie odwracam się od problemu i  nie boję się pobrudzić. Przez to teraz nie mogę rąk domyć, a i pokal ze znamienitym porterem bałtyckim wydaje się dzisiaj zdecydowanie cięższy, niż zwykle.
Ja nie narzekam, nie. Żeby nie było nieporozumień. Cały czwartek i piątkowe przedpołudnie spędzone w delegacji, jakby nie dały mi w kość fizycznie (w końcu zrozumialem, jak ciężką pracę wykonują moi ludzie na co dzień), noc w hotelu i nawet te wiele godzin w podróży, złożyło się na fajną odmianę. Toż to wydłużony o dwa dni weekend! Gdy poczułem już nasz domowy smog w powietrzu, to wszystko co złe, szybko zapomniałem. Teraz, gdy jestem już po sobotnim sprzątaniu naszego gniazdka, gdy w TV podglądam jednym okiem skoki w Obersdorfie, a prawa ręka kursuje omiędzy klawiaturą, a szklanką dobrego Komesa, mam wrażenie, jakbym te dwa ostatnie dni spędził na wycieczce. Ha! 😉 A że jestem zje**ny, jak koń po wyścigach? No cóż... 😀

Pogodynka.
Odwilż pachnąca wiosną! Słońce już zachodzi, a na termometrze mamy 11 st.C. Od wczorajszego popołudnia solidnie wieje halny. I dobrze. Przynajmniej przewiał smog, który w ostatnich dniach był do krojenia nożem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz