FOTOGRAFIA

FOTOGRAFIA
" Mój magiczny FOTO świat" - Zapraszam do oglądania świata subiektywnym okiem mojego obiektywu ...

sobota, 30 sierpnia 2014

Po...ma...lut..ku ....

Jednak w domu. Zupełnie rozleniwiona sobota, bez nawet udawania, że coś dzieje. Wyżeram do końca wedlowską mleczną, a jakże!, wakacyjną jeszcze, bo pamiętającą pierwsze gryzy pod Jaskinią Mroźną, podczas naszego pamiętnego tripu z Tuśką. Właściwie, to nie wyżeram, bo ... już wyżarłem, z okruchami.
Weekendowe moje plany, nawet jeszcze zupełnie niedoprecyzowane, nie znalazły li krztyny zainteresowania wśród moich kobiet. Leniwe tony jakiś osnuły, jak widać nie tylko mnie. Trochę żal, bo pogoda za oknem bardzo przyzwoita, a my dupy w domu mościmy. Jedyną aktywnością, na jaką było nas stać - mnie i Najlepszą z Żon - to "wyprawa" po chleb i ziemniaki. Szał, jak cie-pieron! 
Zasiadłem dzisiaj do wypełniania "Albumu małego dziecka" naszego Carlosa. Rychło wczas, bo Karlikowi pizło już 11 tydni :) I tu pojawia się mały problem, bo - kurna jego mać! - nie pamiętam (nie pamiętamy), kiedy to imć Carlito się pierwszy raz uśmiechnął, kiedy przespał całą noc, kiedy to za przeproszeniem zesrał się najśliczniej :))) No, a autor albumu mniej więcej o takie szczegóły zapytuje. No cóż, nie będę improwizował i zostawię pusty plac gdzieniegdzie. Wyjdzie najwyżej na to, że nigdy pierwszy raz rogala na gębie nie było, i tyle :))
Jak już wspomniałem leniwie dzisiaj ta sobota wygląda. Jedni do teraz w piżamie latają, drudzy i trzeci kimają od dłuższego czasu, no to ja przemyciłem dla siebie nieco muzyki do domu. TV śpi, a ja umiarkowanie słyszalnie, ale jednak, dokarmiam się - poza czekoladą - muzyczką z Youtuba. I jest miło. Co prawda prawym uchem już wysłuchuję, że zaraz z tej błogości wyrwie mnie jeden, co się chrząkając wybudza ze snu, ale jeszcze troszeczkę, jeszcze chwileczkę popławie się w luksusie.
Obrabiałem parę dni temu, zarywając poprzedni weekend, zdjęcia, które od tygodni, miesięcy i lat (!), czekają na przeniesienie na papier. Wczoraj dokańczałem pakiet. Po co? Ano zdjęcia żyją pełnią życia tylko na papierze. Dopiero przeniesione na papier, trzymane w ręku są ... hmm ... prawdziwe. Żaden, nawet najbardziej wypasiony monitor, nie da porównywalnych wrażeń dla zmysłów - odbitka na papierze zawsze wygra. No i jeszcze jedna sprawa - odbitki są nieśmiertelne i wielce odporne na awarie dysku, systemu, czy płyty gdzie mieszkają. Zawsze się cieszę, gdy odbieram upragniony pakiet odbitek ze zdjęć tych Best of the Best. Teraz tylko jeszcze muszę zaufać jakiemuś labowi, że zrobi mi dokładnie to, co sam sobie za pomocą PSa wyrychtowałem z surowizny przetrzymywanej skrzętnie w moim foto-archiwum.
Co z dzisiejszym wieczorem? No najwyraźniej nic. Przesiedzimy go w domu. Zaraz, jak skończę tą pisaninę, wezmę się za przygotowanie galertu z ugotowanej już na miękko golonki - ot taka rozpusta dla podniebienia faceta z lekką nadwagą i zapisanym w genach ryzykiem wieńcówki. Ale trzeba wyciągnąć coś z życia, gdy ono jakoś samo nie dopieszcza. No to sam się dopieszczę. A o właściwe strawienie też wniosek do właściwej rudej instancji wystąpię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz