FOTOGRAFIA

FOTOGRAFIA
" Mój magiczny FOTO świat" - Zapraszam do oglądania świata subiektywnym okiem mojego obiektywu ...

czwartek, 22 października 2015

Przegląd okresowy

Byłem na przeglądzie. Po dwóch latach beztroskiego hasania po zielonych łąkach, znowu przyszło mi zmierzyć się z bezduszną maszyną, którą dosyć przewrotnie (taki czarny dżołk) powszechnie zwie się "służbą zdrowia". Brrr, zestawienie tych dwóch słów brzmi, jak zgrzytanie zębami, jak chrzęst styropianu, jak drapanie pazurami po tablicy. Już sama myśl o tym dniu, a właściwie dwu-dniu, przyprawiał mnie o niestrawność duszy. Ale przywdziawszy zbroję cierpliwości i hełm na łeb, udałem się gdzie potrzeba. 
Poniedziałek. 
Na pierwsze starcie godzinna kolejka do gabinetu USG. Badanie. Wynik: stwierdzono narządy wewnętrzne, mniej więcej we właściwym miejscu i w stanie wskazującym na przeciętne zużycie. 
Na drugi strzał upuszczenie posoki i oddanie mniej przyzwoitych wydzielin przemiany materii do badania laboratoryjnego. I na tym miał być koniec na pierwszy dzień. Ale, jak już i tak dzień napoczęty stratą czasu, więc ciągniemy dalej, próbujemy załatwić jak najwięcej przed drugim dniem przeglądu. No więc kartorteki w zęby i jadziem z tym koksem.
Badanie EKG - serce, owszem jest, i bije. Badanie słuchu w tym samym gabinecie. Z tym to śmieszna anegdota. Kiedy milion lat temu pierwszy raz miałem okazję takiego badania dostąpić, to w końcu siedząc w kabinie ze słuchawkami na uszach usłyszałem: "czy pan w ogóle coś słyszy ???". Heh! A ja głupi na muzykę czekałem :)) Teraz już oczywiście wiem w czym rzecz, więc problemu nie ma.
Ciąg dalszy. Okulista. Też ciekawe miejsce. Jakby ktoś przyjmował zakłady, jaki zestaw badań okulistycznych jest w tym sezonie obowiązujący, to zrobiłby pewnie niemałą kasę. Nie zgadniesz, nie ma szans wytypować co cię czeka. I tym razem odbyło się to na zasadzie "co by tu jeszcze ...?". No ale zdałem wszystkie testy.
Dalej laryngolog. Ha! To się nazywa wydajność. Średni czas poświęcony pacjentowi, to jakieś 97 sekund chyba :)). Niesamowite! Facet nawet nie przysiadł, żeby podpisać zdolność do słyszenia i stawania stopa za stopą z wyciągniętymi przed siebie rękami.
Czwartek. Dzień drugi.
Jako że byłem taki dzielny i pracowity w poniedziałek, to zmarnowane wtedy godziny pozwoliły mi założyć, że teraz to szybciutko, rachu-ciachu i po strachu, i sprawa będzie załatwiona. No to się zawiodłem. Jedyne dwie godziny do jednych jedynych drzwi, które mi do kompletu brakowały. W końcu w środku. Wku****ny czekaniem tak, że mierzenie ciśnienia trzeba było powtórzyć, bo zbyt wolno stygła we mnie wzburzona krew. Osłuchanie, opukanie, pogniecenie, spuszczenie spodni co by brakiem żylaków się pochwalić (pod kolanami! Bez wrednych skojarzeń proszę ...), głośne "Aaaaa" z patykiem w gardle. Na koniec sprawdzenie czy psychotesty jeszcze aktualne i analiza kartki z wynikami z laboratorium. Wyniki pani doktor bardzo się podobają - nie wiem co w nich takiego fajnego. Może nie idealne, ale jak na przebieg na liczniku, to całkiem niezłe.
Dup! Pieczątka. Przegląd podbity. Można przez następne dwa lata czuć się zdolnym. Amen.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz