Pierwszy brat codziennie doglądał swoje drzewo. Sprawdzał czy gałązki są zdrowe, przycinał je, pielęgnował. Usuwał szkodniki, plewił chwasty, które chciały rosnąć w cieniu młodego drzewa. W czasie suszy podlewał, przed zimą ogacał pień, aby chronić go przed tęgimi mrozami i zębami głodnych zajęcy. Na wiosnę bielił pień chroniąc drzewo przed szkodnikami. Usuwał połamane gałązki, a co słabsze podwiązywał, żeby silne wiatry nie uszkodziły ich podczas burzy. Drzewo co roku odwdzięczało mu się zielenią gęstego listowia i pięknymi, największymi w okolicy owocami, które były słodkie i soczyste. Jabłoń były wysmukła i dorodna.
Drugi brat też kochał swoje drzewo. Ale albo nie chciał, albo po prostu nie potrafił tak zajmować się swoją jabłonką. Dlatego w czasie suszy brakowało jej wody, a liście kurczyły się z pragnienia. Często też letnie burze i jesienne zawieruchy łamały słabsze gałęzie. W czasie ostrej zimy drzewo walczyło z przejmującym mrozem i głodnymi zwierzętami, przez co jego pień pokrył się grubą kostropatą korą. Nieusuwane szkodniki i połamane gałęzie sprawiały, że drzewo nie było tak wysmukłe i dorodne, jak jabłoń pierwszego brata. Stało na grubym mocnym pniu, a jego poskręcane gałęzie tworzyły zwartą gęstwinę. Nie było ani wysokie, ani dostojne, za to jego krępa sylwetka pozwalała mu walczyć z wiatrami i niesprzyjającą pogodą. Jednak ani brak wody, ani zimowe mrozy, ani silne wiatry i burze nie przeszkodziły mu każdej jesieni dawać słodkie owoce. Może nie tak wielkie, jak bliźniacze drzewo obok, może nie było ich tak wiele, ale były równie smaczne i cieszące podniebienie drugiego brata.
Pewnej zimy dwaj bracia rozchorowali się i pomarli.
Drzewa jak co wiosnę się zazieleniły, rozkwitły biało-różowym kwieciem, zawiązały owoce. Mijały dni, tygodnie, miesiące; minęła wiosna, przyszło, lato, potem jesień. Drzewo drugiego brata, jak co roku walczyło z przeciwieństwami i opierało się wiatrom, suszy, burzom i szkodnikom nadgryzającym jego gałęzie. I jak co roku wydało słodki plon.
Drzewo pierwszego brata pozbawione oparcia w swoim opiekunie, miało się dużo gorzej. Niepobielony delikatny pień wręcz zapraszał szkodniki na ucztę. Niepodwiązane wiotkie gałązki, obsypane jak co roku owocami uginały się po ich ciężarem, a wiatry uszkadzały je i łamały. Owoce spadały i gniły nieuprzątane przez nikogo. Któraś letnia burza ułamała czubek. Jesienią jednak, jak co roku, drzewo wydało obfity plon.
Pierwszy listopad, pierwsza zima, jesienne zawieruchy i lodowate śnieżyce. Drugie drzewo, jak co roku walczyło dzielnie z mrozem i wiatrami, Dzięki zwartej sylwetce i krępemu pniu pokrytym grubą korą, skutecznie opierało się pogodzie. Wiosną znowu pokryło się kwiatami. Ale pierwsze drzewo nie radziło sobie tak dobrze. Piękne, ale wiotkie, targane zimowymi wiatrami, którejś nocy z trzaskiem zmrożonego pnia, złamało się w połowie. Wiosną wypuściło liście, a kwiaty z rzadka już tylko pokryły nieliczne zdrowe gałęzie. Tym razem to drugie drzewo wzbudzało zachwyt, a nie pierwsze. Tego roku to drugie drzewo wydało obfity plon, nie pierwsze.
Mijały lata. Zahartowane drugie drzewo trwało i rodziły dobry plon. Pierwsze drzewo, choć tyle lat górowało nad swym bliźniakiem, pozostało już tylko cieniem tego, czym było za życia swego opiekuna. Żyło, ale nie mogło się równać swemu sąsiadowi.
Morał z tej opowieści jest prosty. Jakiej drogi nie wybierzesz, to nigdy nie zaszkodzi, aby była ona trudniejsza i bardziej wypełniona wyzwaniami. To w końcowym rozliczeniu zawsze daje dobry plon.
A tymczasem we wszechświecie i okolicach.
- Mróz! Wczoraj sypnęło nieco śniegiem - na tyle aby pobielić świat. Jest zimno. W nocy paręnaście stopni poniżej zera, już wczoraj pod wieczór było -7 st.C.
- Paliwo na sieciowych stacjach w centrum Zabrza: ON 3,70-3,75 PLN. Tak tanio dawno już nie było.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz