Jako że dieta, to absurdalne nawet staje się whisky z colą ... dietetyczną.
Ogólnie rzecz biorąc tydzień pod znakiem szarpania się ze zdrowotnością zwichniętą. Najpierw Młody, dzień później ja. I tak sobie "do nadal" obydwa dwa facety, chorujemy. Młody znosi to dzielnie, ja mniej. Zarówno jego chorowanie, które mnie dobija psychicznie, jak i moje własne, które znoszę z wielkim niesmakiem.
Jeśli chodzi o chorowanie, to jestem normalnym, prawdziwym facetem w tej kwestii. Jak choruję, to od razu walczę o życie. Serio, nie jestem stworzony do chorowania. Cierpię zarówno fizycznie, jak i psychicznie, bo jestem sam na siebie zły, że ... choruję. Zresztą samo chorowanie jest jakieś takie ... niemęskie. Więc skoro tak je widzę, to czemu mam zgrywać twardziela, hę? O ile jest już dzisiaj znacznie lepiej niż we wtorek, kiedy mnie rozłożyło, to w czwartek i wczoraj fatalnie się czułem. No ale dzisiaj sobota, a to też przecież wiele dla zdrowia znaczy - no to zdrowie! (... z dietetyczną).
Natomiast chorowanie dzieci totalnie mnie przerasta. Tracę resztki rezonu, jak widzę że dzieciaki się rozchorowują. Bezsilność rozbija mnie zupełnie. Całe szczęście, że Najlepsza z Żon jest twardsza, bo ja to wtedy najchętniej dałbym się uśpić i kazał obudzić, jak będzie po wszystkim.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz