Za nami przepiękny weekend z pogodą na najwyższym poziomie. Ciepło, słonecznie, no może tylko nieco zbyt wietrznie. Ale nawet ten wiatr jakiś taki ciepły. Grzechem byłoby przesiedzieć takie dni w, zatęchłych od zimy, czterech ścianach.
Sobota, choć dla mnie wyjątkowo robocza, okazała się całkiem udana. I na świeżym powietrzu, bo u znajomych na ogródku. Jeszcze bez grilla, jeszcze bez piwka (bo wieczorem wyjazd na zakupy w planie), ale przy kawce z ryjkami do słońca wystawionymi. A nad głowami jeno szum gołych jeszcze gałęzi renklody i błękit nieba soczysty.
Niedziela natomiast, całkiem niespodziewanie zrobiła się bardzo zaawansowanie przyjemna. Otóż chorzowskie zoo nas wezwało, by odwiedziny uskutecznić. Toteż pojechalim. I mimo to, że za każdym razem oczekiwania nieco przerastają rzeczywistość, to i wczoraj wróciliśmy wielce kontent z tego co było. A że było niewiele...? No cóż, nawet puste klatki i wybiegi nie mogły nam zepsuć tej wycieczki. Tak rzadko mamy okazję gdzieś rodzinnie spędzić czas, że takich chwil nie można tracić przez niepotrzebne dąsy na to czy owo.
Dzisiaj poniedziałek. W pełnym, poniedziałkowym, wydaniu. Ale nie o poniedziałku i jego przywarach pisał będę. Powiem tylko tyle: 26 st.C . I na tym poprzestanę. Albo nie, dodam jeszcze, że magicy od prognozy pogody obiecują takie ciepełko przynajmniej jeszcze do czwartku. Ja osobiście wierzę, że nie ma już odwrotu od tego, co dobre.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz