FOTOGRAFIA

FOTOGRAFIA
" Mój magiczny FOTO świat" - Zapraszam do oglądania świata subiektywnym okiem mojego obiektywu ...

niedziela, 1 kwietnia 2018

Chrzanić to!

Chrzanić to! 
Oczywiści chrzanem, żeby nie było wątpliwości. Jest Wielkanoc, ten jedyny w roku czas, kiedy można oficjalnie, i bez krztyny wyrzutów sumienia, chrzanić wszystko co się da 😀. Zwłaszcza surową, wędzoną wędlinę. Surowa szynka z chrzanem, to kulinarna kwintesencja świątecznego menu. Oczywiście poza jajkiem, ale jajko jest zbyt oczywiste, zbyt powszechne. To chrzaniona szynka jest smakiem tych dni. Tak samo wyjątkowo, jak smak makówek wpisuje się w Boże Narodzenie.
Nie tylko czas, ale i miejsca mają swój smak. Każdy dom smakuje inaczej, to oczywiste. Ważne dla mnie miejsca, oprócz obrazami, zapisują się także w pamięci zapachami i smakami. To nie muszą być smaki wykwintne. Wręcz przeciwnie. Przeważnie są tak banalne, że aż zaskakujące.
Takie Międzybrodzie na zawsze już będzie pachniało wysuszonym sianem i smakowało jedyną w swoim rodzaju kawą i herbatą. Nieważne na jakiej wodzie parzone, czy mineralnej, czy przywiezionej z domu, były niepowtarzalne. To chyba kwestia powietrza, tak myślę. Kawa i herbata pita na tarasie z widokiem na góry, łąki, jezioro, zawsze smakowała zjawiskowo.
Albo takie wspomnienie sprzed 35 laty. Szklarska Poręba. Gorące lato. Niewyraźne, wręcz bajkowe, wspomnienie ogrodu do którego wychodziło się przez okno. Muzyka. "Lato z Radiem" zapodaje z radioodbiornika Śnieżka kołyszące "Dmuchawce, latawce, wiatr". I tak silne wspomnienie smaku ogromnego arbuza. Słodkiego, soczystego, pachnącego.
Mija parę lat. Znowu lato. Tym razem nad Bałtykiem. Zapach jałowca porastającego piaszczyste pagórki Jastrzębiej Góry. I smak frytek i małosolnych ogórków.
Mija kolejne, mniej więcej, dziesięć lat. Zapach jezior oblewających Łagów. Znowu lato. Ciepłe i wilgotne. Niesforne chmary komarów, z którymi nie ma jak walczyć. Od tamtej pory zapach repelentu Off jest tak głęboko zapisany w pamięci, że poznałbym go nawet przez  sen. Ale jeśli chodzi o smaki, to tamte dni kojarzą mi się z lodami Cortina i białym serem z dżemem.
Dwa tygodnie wcześniej przed powyższym Łagowem. Lato nad prapiastowskim Bałtykiem. Chałupy. Smak paprykarza szczecińskiego. Tak, serio, nie żartuję. 
Kilka lat wcześniej. Niesamowity trip po Beskidzie Żywieckim. Jajecznica z Bacówki pod Rycerzową - nigdy bardziej mi nie smakowała. Do granic możliwości słony rosół w puszkach z amerykańskich darów, jeszcze z czasów komuny, który wyciągnięty z piwnicy targaliśmy potem po górach, żeby koniec końców przygrzewać go w ognisku, bo denaturowy kocher nie fungował. Jakże smakował!, mimo tego że meszki cięły po nogach niemożliwie. Albo smak wody z wszelakich strumieni, którą gasiliśmy pragnienie w te tak gorące lato.
I jeszcze raz smak wody. Tym razem metafizyczny wręcz. Pragnienie picia wody wywołane opowieścią usłyszaną w szkole. Miałem może z osiem lat. Do dzisiaj pamiętam, jak nie mogłem się doczekać aż dotrę do domu, żeby napić się wody z czajnika.
I można by tak dalej i dalej i dalej ... Ehh, chyba zrobiłem się głodny. Idę coś przekąsić. Święta, to Święta 😉

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz