I co? Koniec marca. Tak jakby Święta.
Zapytam raz jeszcze: no i co? Przygotowania w pełni, przynajmniej po wierzchu. Bo we wnętrzu nijak świątecznego nastroju nie znajdziesz. Gdzie nie zajrzysz, tam ...
Pouśmiechamy się, bo dzieci; będą prezenty, bo dzieci; zjemy rodzinne, świąteczne śniadanie i przepyszny obiad, bo dzieci. Dobrze, że te dzieci. Gdyby nie one, to bez krztyny żalu można by tegoroczną Wielkanoc ... odwołać. Zarówno ja, jak i Najlepsza z Żon, dalecy jesteśmy od podniosłego nastroju na ten czas. Gonimy resztkami sił. Na każdym polu. Pod każdym względem. Z każdego powodu.
Chce mi się nie być. Tyle pozostało mi chęci. Energi we mnie tyle, żeby poszukać miejsca gdzie mogę się położyć. Sił wystarcza mi na to, aby intensywnie leżeć. A płomień we mnie tak jaskrawy, że nie rozświetli drogi na krok do przodu.
Trzeba jednak trzymać fason. Jakby nie było. Dotrwać. Tylko do czego? I do kiedy? Kiedy zła karta się odwróci...?
Chciałbym wrócić, kiedyś, za jakiś czas, do tego posta i ni cholery nie wiedzieć, po jaką cholerę takie żale wylewałem. Chciałbym się wstydzić, za te słowa. Chciałbym nie wierzyć, że to wszystko miało miejsca, że to moje odczucia, to była tylko jakaś chora wizja.
I niech tak będzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz