Wiosna! Nieważne, że na chwilę ... Dzisiaj wiosna zapachniała mi bardziej niż imbir czy świeża kolendra. Słońce solidnie przyświeciło tej smutnej krainie tak odległej od lata. I było niezwykle przyjemnie. I nieważne, że za tydzień ma padać śnieg😉Równie nieistotne jest to, że nie było mi dane świętować tego ciepełka, bo nadal hurtowa niedyspozycja trzyma nas w szachu. W takiej sytuacji możliwość wyrzucenia śmieci bez przywdziewania polarnego skafandra, było ekscytującym, ba, ekstatycznym, przeżyciem. Morda do słońca... i ... "I feel good!".
To był mocno roboczy tydzień w naszym folwarku. I sobota, i niedziela. Nie zabrakło też czasu na "poleżenie sobie", zwłaszcza dzisiaj, kiedy to nadeszła ta pierwsza, niehandlowa niedziela AD 2018. To oczywiście nie ma jakiegokolwiek związku, aczkolwiek może być przyczynkiem do poruszenia tematu giftu, jaki sprezentował nam miłościwie panujący rząd Najjaśniejszej. Ale czy jest o czym deliberować? Czas pokaże, czy tzw wolna niedziela wyjdzie bokiem bardziej większości, czy bardziej wszystkim. Mi to tam mniej więcej zwisa, ale jak się tak słucha opinii stąd i zowąd, zwłaszcza tych najbardziej zainteresowanych, to coraz trudniej znaleźć adresata tego "prezentu". A już kpiny z nowego prawa, jakie by nie było, są ... hmm ... smutne. No bo oczywiście jest już przynajmniej sto sposobów, jak zagrać na nosie i wykpić się z niedzielnego niehandlowania. Dzisiaj np przeczytałem o otwarciu sklepu mięsnego na stacji paliw. No majstersztyk! 😀A, jak się czyta, że największe państwowe (sic!) spółki mają pomysł na nowy biznes w związku z nowym prawem, to można boki zrywać nad tym, jak ten jadowity wąż zżera własny ogon. Monty Python'owski świat coraz bardziej wkracza w naszą rzeczywistość. Ciekawe czy narodził się już nowy Bareja, żeby naszym dzieciom i wnukom nakręcić filmy o naszym dzisiejszym PeeReLku. Fajnie, że jest się z czego śmiać, ale... To z czego się śmiejemy, zależy od miejsca i czasu. Z innej perspektywy może to wyglądać zupełnie nieśmiesznie.
Czas mija i ostatnio objawiło mi się to jeszcze jednym obliczem. Dosyć zabawnym, choć nieco irytującym. Nadszedł ku mnie taki czas, że zaczynam rozjeżdżać się z pamięcią, jakie zdarzenia dotyczyły Młodej, a jakie Młodego. Serio. Które z nich namiętnie rozdeptywało kuchenne sitka, hę? A byliśmy z którym tam i ówdzie? Kto powiedział, zrobił, to czy tamto? Zabawne (chyba), że pamieć ma zaczyna mi robić takie niespodziewajki. Czas chyba kupić jakieś piguły na poprawienie pamięci, albo podpiąć do lapcia dysk ze zdjęciami z lat minionych czy też zacząć czytać stare posty tego bloga, który przecież parę lat wspomnień mych zawiera. Kto wie, czy nie najdzie kiedyś mnie potrzeba wynalezienia czegoś istotnego i przypisania to właściwej Mordce Mej Kochanej. Ha!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz