Generalnie, to od jakiegoś czasu łazi za mną chęć "poczytania". Okoliczności ostatnich dni sprzyjają tej chęci. Poza tym zawołania: "Ścisz to!" w kwestii słuchania (bo nie oglądania przecież) TV, jeszcze bardziej mnie pchają w ramiona, a raczej między okładki, tego czy owego tomiszcza. To doskonały wybór na oszczędzenie sobie kolejnego wołania o przykręcenie decybeli płynących z głośnika TV czy laptopa, i olania tego, że i tak *uja słyszę ostatnimi czasy. Śmieszne to takie, bo ostatnie dwa wieczory do snu puszczałem sobie na laptopie filmy z napisami, coby moje upośledzenie słuchowe nie przysparzały większego jeszcze kłopotu domownikom. Oby jutrzejsza wizyta u laryngologa położyła kres i temu, że na lewe ucho słyszę, jakbym był pod wodą, i temu że przy okazji chce mi rozsadzić łeb od nieustającego szumu w głowie.
No to książka raz! Z gablotki obok łóżka. Nawet nie muszę z barłogu wychodzić, aby coś wyszperać. Zbytnio nie ma co marudzić, jeśli pominąć książki kucharskie, to niewiele zostaje. Pewnie już czytałem, nie pamiętam, ale co mi tam: "Krzyżowiec" panów Patterson'a i Gross'a. Chodzi o to, żeby zająć czymś głowę i nie myśleć wiele. Może ten nieznośny szum gdzieś wsiąknie, zniknie, odstąpi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz