Oto jest.
Niedziela.
Jak by na to nie patrzeć znowu dopadło mnie niedzielne dogorywanie.
Na zegarze 16:52. Gdzieś uciekł mi weekend, choć nie bez emocji.
Wczoraj potrójne świętowanie poprzedzone pięcioma ośmymi dniówki za biurkiem. O ile ranek mogę zaliczyć do udanego i produktywnego, to jednak popołudnie i wieczór były średnio fantastyczne - szczególnie, że czym bliżej "gorączki sobotniej nocy", tym bardziej na pierwszy plan wychodziła "sobotnia gorączka Wiktorii". A ja już tak mam, że gdy zaczyna chorować, to wpadam w bardziej lub mniej uzasadnioną panikę - ot ręce mi opadają, gdy widzę, że przegrywa z tymi czy innymi zgrajami paskudnych drobnoustrojów czyhających na jej ciałko. Tym samym gdy goście odjechali ani mej piękniejszej połówce, ani mi osobiście, już nie było w głowie dalsze świętowanie, a butelka Jasia zręcznie zakorkowana na powrót znalazła się w barkowym zaciszu obok podobnych sobie koleżanek.
Noc minęła spokojnie. Lecz ledwie świt przetarł zaspane oczy, a już po chwili z pokoju Wiktorii doleciały nas pochlipywania wiadomego pochodzenia. Ból dał znać o sobie. A że wiktoria bardzo rzadko żali się z powodu bólu gardła, więc wiadome było iż tym razem jest po prostu źle. Nie pozostało nic innego jak szukać pomocy medyka. A jak już szukać, to od czego jest wujek Google , hę ? I tu czekało mnie wielkie rozczarowanie, choć pewnie wujek tu niczemu nie jest winny. W poszukiwaniu niedzielnego pediatry poległem, jak stałem. Okazało się, że nie ma co liczyć na to, aby w pięknym mieście Zabrze znaleźć ot tak lekarza w niedzielny poranek. Pewnie niejeden taki jest, ale w necie się nie reklamuje - z wiadomych względów finansowo-skarbowych. Chcąc nie chcąc trzeba było naszego małego zdechloczka ubrać, zapakować do samochodu i pojechać do jedynej (!) przychodni, która niesie pomoc w weekendy. Pojechaliśmy więc. I wróciliśmy z workiem lekarstw i przepisem na leczenie ... szkarlatyny. Teraz walczymy ze słabością zdechloczka i tym bardziej niedziela ta nijak nie przystaje do majowego słońca za oknem, choć i ono męczy się z chmurami i temperaturą godną Zimnych Ogrodników.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz