Dzisiaj rozbieganie wczorajszego. Nie czekając na rachunek wystawiany po 48h, dzisiaj postanowiłem rozbiegać wczorajszy zaczyn. Już pod wieczór zacząłem odczuwać wczorajszą rozbieżkę, najbardziej mięśnie obszerne przyśrodkowe, te nieco powyżej kolan, od przodu i środka - tak sobie miarkuję, że to te, ale pewności nie mam; żaden ze mnie anatom. Ale to one pierwsze dały znać, że nienawykłe do fizycznej aktywności.
Było dobrze. Szybciej niż wczoraj, w lepszym tempie, dalej, bardziej intensywnie. Oczywiście też bardziej się zmęczyłem, szczególnie, że pozwoliłem sobie dobić gwoździa szybkim pólkilometrowym finiszem. Po wszystkim gorąca kąpiel, z nadzieją że nieco obniży jutrzejszy rachunek za zrobione kilometry.
Najlepsze jednak w tym wszystkim to, że fantastycznie takie pobiegiwanie - bo to jeszcze nie bieganie - resetuje, czyści, detoksykuje ... głowę. Na mecie, po odzyskaniu oddechu, człowiek czuje się ... po prostu dobrze.
Co dalej? No jeśli Ponbócek pozwoli, tzn jeśli nie ciepnie we mnie, a raczej w moje kolana, stopy, czy biodra, jakiegoś gromu, to chciałbym pomalutku dojść do formy biegowej sprzed dwóch lat. Na razie daleko do tego. A wybiegając w przyszłość jeszcze dalej, to chciałbym w tym sezonie zacząć biegać dwucyfrowe dystanse. I niech to będzie targetem, w który będę chciał wycelować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz