FOTOGRAFIA

FOTOGRAFIA
" Mój magiczny FOTO świat" - Zapraszam do oglądania świata subiektywnym okiem mojego obiektywu ...

sobota, 23 maja 2015

Ja vs Ja : [part 6/7 czwartek/piątek] Jest moc! I gówno ...

Po środowej przerwie, wykorzystanej na rodzinny relaks na basenie, powrót na trasę. Zarówno w czwartek, jak i w piątek, kolejne przełamane granice. Pewnie nie jest to rozsądne, no i kłóci się z moimi własnymi wcześniejszymi założeniami, ale jakoś nie mogłem się powstrzymać przed następnymi wydłużeniami dystansu. W czwartek czułem się podczas biegu fantastycznie, dlatego koniec końców, mimo wydłużenia pętli, średnia szybkość na trasie była najlepsza, jak dotąd, bo 10 km/h. Tempo było równe, spadało też poniżej 6 min/km.
W piątek wyszedłem z domu, jak już się ściemniało. Było też chłodno, co pewnie miało duży wpływ na to, jak się biegło. A biegło się świetnie. Sił miałem sporo, nieco tylko bobolewały okolice stawu skokowego, pięt, achillesa, które rozgoniłem jednak na trasie. Chciałem biec wolno, dużo wolniej niż dotychczas. Po pierwsze czułem się na siłach wydłużyć (znowu) dystans, po drugie chciałem zracjonalizować nieco trening. Ale okazało się, że nie potrafię na wyczucie kontrolować szybkości ani tempa. Pobiegłem niewiele wolniej niż dotąd. Ale dystans znowu rekordowy, bo 6,7 km - tyle w tym sezonie jeszcze jednorazowo nie przebiegłem. Dzisiaj przerwa. Jutro chyba też. Muszę zregenerować bolące achillesowe pięto-stopy, które dzisiaj mi dokuczają. Zwłaszcza lewa, ale to pewnie efekt podświadomego odciążania podczas biegu prawej stopy, która swego czasu tak dała mi się we znaki.
Jeszcze jeden taki smaczek, nie-smaczek, wczorajszego biegania po zmroku. Fajnie niby jest biegać tak późno, bo chłodno, bo cicho, bo w miarę pusto. Natomiast te pusto, to trochę nad wyraz powiedziane. Bo właśnie wieczorowa porą, gdy mrok ogarnia wszystko dokoła, wychodzą ze swych mrocznych pieczar psiarze. Nabierają odwagi i bezwstydu, stawiają wysokie kołnierze lub naciskają głęboko na czoło daszki bejzbolówek, i wyprowadzają swoich milusińskim na obsrywanie świata. Psiarze sterują swoje pociechy nie tylko na trawnik sąsiada, nie tylko do piaskownic, gdzie rankiem będą bawić się dzieci, ale także wypróżniają czworonożnych sraczy na chodniki i ulice (!). Masakra jakaś ... Nie mogę jakoś pojąć tego zjawiska. Idzie jeden ciul z drugim, albo dama wytworna jakaś, i mimo, że milusińskiego trzymają na smyczy, to zachowują się, jakby to nie ich pies srał na środku chodnika. Zdają się nie zauważać faktu owego. Przyjmują ten fakt, jakoby się wcale nic nie zdarzyło, tak ma być, i przechodzą spokojnym krokiem nad parującym jeszcze aromatycznym gównem. Jeszcze nie widziałem - jak długo żyję! - żeby jakiś miłośnik czworonoga pochylił się nad gównem swego podopiecznego ... i posprzątał. Uderzcie się w pierś, który z Was posiadaczy psów, sprząta po nim fekalia z ulicy, hę ?
Ale co to ma do biegania? Ano ma. Po pierwsze w te gówna gęsto sadzone na chodnikach, bardzo łatwo wdepnąć podczas biegu. Po drugie kundle na smyczach i bez, ujadają na człowieka, jak ten pomyka wedle nich - a to mnie wq****a. 
Nie, że nie lubię psów. To nie tak. Maja mózgi wielkości fasolki. Nie wymagam od nich nadmiernej inteligencji. Ale od ich Pań i Panów już tak. Zastanawiam się jednak czasem, i tak sobie miarkuję, że jednak prawdą musi być to, że to pan upodabnia się do swego psa - przynajmniej jeśli chodzi ... o inteligencję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz