FOTOGRAFIA

FOTOGRAFIA
" Mój magiczny FOTO świat" - Zapraszam do oglądania świata subiektywnym okiem mojego obiektywu ...

sobota, 18 lipca 2015

No to Pa, buziaczki ...

Wracałem Ci ja ze stolicy dwa ni temu.
O ile poranna droga do upłynęła mi w luksusie samotności pustego przedziału całkiem schludnego, bo nowego, przedziału IC, to powrót zaliczyłem z wielce malowniczą ekipą w pełnym sześcioosobowym składzie. Z menażerii będącej mi braćmi i siostrami w tej trzygodzinnej podróży, dwa osobniki były szczególnie barwne. 
Pierwszy, samiec, lichej postury fizycznej, aczkolwiek duchem paw o największym i najpiękniejszym ogonie. Dumny, jak to paw - cytując klasyka. Zawodowo niechybnie związany ze szkoleniami - tak wywnioskowałem spoglądając w jego monitor laptopa, na którym bez przerwy wstukiwał dane w formularze. Zakładam, że para się menadżerka niższego szczebla, a w podróży nadganiał to, co nie do nadgonienia. Cóż takie czasy, taka sytuacja. Ale to, że stukał w klawisze, a nawet to, że cały czas wisiał na telefonie konsultując swoje stukanie, to nic, tak bywa. Natomiast to, że mając w uszach słuchawki nawet nie wyciągną ich gdy steward WARSA proponował mu poczęstunek, to ... Zresztą było to tak:
- steward: w ramach poczęstunku od IC proponuję: kawę, herbatę wodę ...
- gość: sok poproszę
- steward: ... kawa, herbata, woda ...
gość patrzy na stewarda niezrozumiałym wzrokiem, po czy chyba zdaje sobie sprawę, że chyba trzeba wyciągnąć słuchawki z uszu ...
No nie lubię takich chamów i już. A potem słyszy się, że obsługa w pociągach nietęga.
Ale to jeszcze nic.
Najlepsza była kobieta, która dosiadła się na Centralnym. Nie dość, ze "na Jana", bez biletu, bez miejscówki, i na "szóstą" na wolny plac w naszym przedziale (właściwie moim - bo to ja byłem tu pierwszy), to jeszcze w stylu iście hollywodzkim. Cóż to było za indywiduum ! Minimum półwieczna nastolatka, wysmażona na pomarańczowo, w wielkich ciemnych okularach, których nawet na chwilę nie ściągnęła, z różem Barbie na ustach, nawet zgrabna - nie powiem - i zadbana. Ale to wszystko przebiło to, że bez chwili przerwy, bez jakiejkolwiek krempacji, w pełen piersi głos napierd****a przez telefon - nawet podczas dokupywania biletu od (nota bene atrakcyjnej) konduktorki. Nie żeby jej telefon dzwonił, to ona wciąż nowych rozmówców sobie raiła wystukując nowe ofiary z piszczącej klawiatury. No po prostu ... Heh, nie jestem w stanie przytoczyć tych pół-dialogów, którymi raczyła wszystkich współpodróżnych, ale było ... nieźle. I tak przez całą drogę. Co za ludzie! Dobrze, że pociągi z Warszawy do Katowic jadą w miarę szybko.
Tak się zastanawiam, czy to ja jestem taki dziwny jakiś, czy świat już taki sponiewierany? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz