Nigdy nie byłem na pustyni. Podobno gwiaździste niebo nad nią nie ma sobie równych. Dla mnie beskidzkie rozgwieżdżone niebo jest ...niesamowite. Nigdy więcej, nigdy bardziej, nigdy bliżej i wyraźniej nie widziałem gwiazd, jak będąc tu w Beskidach. Nigdzie bardziej spektakularnie nie mrugały do mnie z czarnego firmamentu.
Taka noc.
Napawam się chwilą. Wszyscy poszli spać. Północ już minęła, po gorącym dniu tylko świerszcze niezmordowanie grają. Gdzieś z oddali, wraz z ledwo wyczuwalną bryzą znad jeziora, dobiegają muzyczne hity lat '80 & '90 - zabawa gdzieś tam huczna trwa. No i jeszcze szum wzbudzany z rzadka przez przejeżdżające, drogą u jeziora, samochody. Poza tym cisza. Kompletna. Niesamowita. Gęsta.
Mógłbym tak siedzieć do rana na tym tarasie. Na wysiedzianej pufie, przy tym stoliku ze spłowiałą ceratą. Nawet to, jeśli po nerach ciągnie chłód znad jeziora, nawet jeśli teraz już nieco w stopy chłodno (podkulam je pod siebie). Razem z ćmami tańczącymi wokół żarówki, cykadami odważnie wkraczającymi na moje terytorium, pająkami kiwającymi się na pajęczynowych splotach; nawet ze skorkami, które chyłkiem pragną napić się z półpustego już kufla.
Nade mną gwiazdy. Dokoła noc. Oczy nie przebiją mroku, bo księżyca dzisiaj brak. Tylko te gwiazdy i w dole nieliczne światła wsi odbijające się w tafli jeziora. Mógłbym tak patrzeć, patrzeć, patrzeć ... Zegar niech sobie tyka ...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz