Urlopowanie ...
Dzień trzeci.
Jestem tu więc. Cały ten wyjazd to jedna wielka improwizacja, która zapisuje się złotymi zgłoskami. Miało nie być, a jest. Miało być biednie, jest ... ale jakże bogato. Miało być gorące lato, jest ... ale inaczej. Brakuje słońca, fakt, ale nie do końca. Wszystko ambiwalentne, niedopowiedziane, rozedrgane, pełne improwizacji bez nastawienie się na wypasiony efekt. Jest po prostu git.
Przyjazd w sobotę okupiony nocą za kierownicą. Nakręcony "energetykami", podniecony przybyciem TUTAJ, wszystko to nie pozwoliło mi odespać nocy bez snu. Rozeszło się po kościach, choć kolejna noc zupełnie wyjęta ze świadomości. Zachód słońca, jak z obrazka.
Niedziele. Jeśli nie zimna, to na pewno chłodna na początku, za to ze wspaniałym popołudniem i wieczorem. Popołudniowe plażowanie, może nieco na siłę bo wiało jak cholera, ale w słońcu, w okolicznościach przyrody ogólnie bardzo do przyjęcia. Wieczór rewelka - koncert na plaży, gwiazdy nad głową, szum fal i granie cykad na wydmach. Piękne zakończenie dnia.
Poniedziałek. Rano pełen błękit i słońce na niebie. Po paru godzinach niebo już przykurzone, a słońce grzało jedynie zza parawanu chmur. Mimo to ciepło, prawie bezwietrznie. Kąpiel i zaślubiny z morzem Karola. Plażowanie. Popołudniową porą wycieczka do Helu na koncert. Szkoda, że końcówka dnia z nieprzyjemnym, drobnym, ale tnącym po twarzy deszczem. Po powrocie do Dębek okazało się, że tutaj nie padało. W Helu zawsze pada ...
Wypoczywam. Jak nigdy. Nie wiem co takiego się dzieje, że chłonę każdą godzinę, jak afrodyzjak. Jestem otumaniony wszystkim dokoła, szumi mi w głowie nie od piwa, a od bodźców jakimi karmi mnie każda chwila, każdy szum fal, śpiew wiatru, ba, nawet gwar na deptaku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz